(Grafika: Marek Romanowski)
Krwiaki, rozcięcia czy złamane nosy to jego chleb powszedni. Vahagn Petrosyan– bo o nim mowa odpowiedział nam na kilka pytań o swojej pracy,roli cutmana we współczesnym MMA. Jeśli uważasz ze to łatwa robota, przeczytaj wywiad z najlepszym Polskim cutmanem.
- Zacznijmy od tego – dlaczego cutman? Skąd pomysł na taką pracę?
Historia ma swój początek w Gnieźnie, w mieście, w którym mieszkam, poznałem Łukasza Bosackiego i tutaj miałem okazję pracować po raz pierwszy. To właśnie za jego namową (niecałe dwa lata temu) spróbowałem swoich sił jako cutman. W tamtym okresie byłem już absolwentem szkoły związanej z medycyną oraz w trakcie studiów na kierunku fizjoterapii. Oprócz tego,
że znaliśmy się z Łukaszem z treningów to pewnie fakt, że studiuję „medycynę” zaważył na jego propozycji. Dodatkowo Łukasz jest managerem wielu dobrych zawodników z Polski i wydaje mi się, że ma nosa do osób, z którymi współpracuje, dlatego też sobie zaufaliśmy. Początkowo traktowałem pracę cutmana jako jednorazową przygodę, później jednak zauważyłem, że to przerodziło się w pasję, bo zacząłem tym żyć.
- Czy praca cutmana wymaga jakichś licencji, pozwoleń, wykształcenia? Co powinien zrobić człowiek, który w przyszłości chciałby zostać cutmanem? Od czego zacząć, gdzie zdobywać niezbędne doświadczenie?
Na dzień dzisiejszy w Polsce nie trzeba mieć pozwoleń, licencji czy medycznego wykształcenia, żeby pracować na galach jako cutman. Każdy dokument, czy to kurs pierwszej pomocy czy dyplom z pewnością zwiększa szanse u takiej osoby w oczach organizatora. Myślę i mam nadzieję, że to kiedyś się zmieni, gdzie będzie trzeba spełniać pewne minimum wyznaczone przez powołaną do tego komisję. Chciałbym podkreślić jeszcze obowiązki cutmana, żeby rozwiać wszystkie wątpliwości (śmiech). Nakładanie wazeliny zawodnikom przed walką jest to tylko lub aż 5% pracy cutmana. Reszta obowiązków w skrócie to: przygotowanie zawodnika, bandażowanie rąk, niwelowanie rozcięć, krwiaków, reakcja przy nokautach, duszeniach, ocena sytuacji przy urazach, zabezpieczenie ran itp. Jeżeli ktoś ogranicza się tylko do nakładania wazeliny, nie pełni roli cutmana. Wiedzę teoretyczną proponowałbym zdobywać czytając książki medyczne, atlasy anatomiczne, dużo informacji znajduje się również w internecie oraz opinii znajomych ratowników medycznych, lekarzy, fizjoterapeutów. Doświadczenie praktyczne zdobędzie się jedynie widząc i próbując na żywych przypadkach. Moja propozycja – zacząć próbować od swojego klubu, później amatorskie ligi MMA (dużo walk), mniejsze gale i na końcu gale z zawodowymi walkami.
- Czy Twoja praca wiąże się ze stresem, obawą o zdrowie zawodnika, czy też reakcjami środowiska w momencie, gdy zmuszony jesteś aby przerwać walkę?
Stres to za dużo powiedziane, bardziej ekscytacja kolejnym wydarzeniem wywołuje emocje. Nawet powiedziałbym, że nie ma miejsca na stres w pracy cutmana. Zdrowie zawodnika jest pierwszorzędne, a osoba chcąca pracować musi być pewna swoich umiejętności, znać odpowiednie dawki podawanych substancji oraz zachować zimną krew! A jeżeli chodzi o reakcje publiczności, osobiście nie działa to na mnie.
- Jesteś jednym z najbardziej zapracowanych cutmanów na polskiej scenie. Nie da się nie zauważyć, że zostało to docenione i zauważone przez KSW. Powiedz, jak doszło do podpisania kontraktu, czy jest to już stała współpraca i jak sam się odnosisz do tego, ze dane było Ci pracować dla największej federacji w Polsce?
W tym roku miałem przyjemność pracować przy 21 imprezach mma, a ostatnią z nich było właśnie KSW 25 we Wrocławiu. Uważam to za dobry okres w „karierze” – cały rok 2013 oraz praca dla KSW. Szczególnie, że to dopiero drugi rok w branży.
Z właścicielami federacji rozumiemy się bardzo dobrze, możemy jedynie dużo od siebie wynieść. Mam nadzieję, że ten krok naprzód pomoże spopularyzować role cutmana na mniejszych galach w Polsce i rozwinąć umiejętności trenersko-cutmańskie różnymi szkoleniami w niedalekiej przyszłości.
- Są jakieś szczególnie chwile w Twojej pracy, które zapadły Ci w pamięć? Te miłe, ale również i gorsze. Może jakieś zabawne sytuacje?
Tak, moje pierwsze tamowanie. Nie byłem wtedy jeszcze gotowy na tego typu uraz i to jeszcze na pierwszej gali. Zachowałem zimną krew, ale brak praktyki jednak robi swoje.
Z działu ekstremalnych – to gala w Zamościu tego roku. Bardzo miło wspominam imprezę, ale zawodnicy pewnie mniej, ponieważ zostawili litry krwi w oktagonie. Dla cutmana to ogromna praktyka pracować w takich warunkach, każda rana inna, praca w przerwie między rundami lub po walce, szybka zmiana sprzętu do kolejnej walki oraz koncentracja. Dla mnie najkrwawsza gala jak na razie.
Z działu dziwnych, to udział w dwóch odcinkach programu MMAster czyli cały dzień na planie w klubie Pawła Nastuli dla minuty sławy. (śmiech) Szacunek dla aktorów!
Z działu nieprzyjemnych, to pamiętne złamanie kości piszczelowej Toniego Valtonena albo podwójny nokaut Zawadzki – Mencel.
- Czy praca jako cutman, jest Twoim jedynym źródłem utrzymania, czy jest to jeszcze podejście bardziej hobbystyczne?
Jest to bardziej jako pasja, której poświęcam większość dnia, a w przyszłości chciałbym oczywiście utrzymywać się z tego, jeśli wszystko dopisze. Na dzień dzisiejszy łączę pasję z pracą. Z zawodu jestem masażystą oraz świeżo upieczonym fizjoterapeutą. Od tego wszystko się zaczęło, więc nie wyobrażam sobie tego porzucić.
- Odbiegając od Twojej pracy – jak bliskie jest Ci MMA? Jesteś jedynie cutmanem i fanem, czy może zdarza Ci się wejść na matę?
Kilka lat temu intensywnie trenowałem BJJ w Walce Gniezno u Przemka Gnata. W późniejszym czasie nie będąc świadomym,
że będę kiedyś cutmanem, zacząłem interesować się i trenować MMA. Kontuzja kolana oraz moje niedopatrzenie zrobiło swoje
i od roku sporadycznie wchodzę na matę rozruszać stawy. Tak więc ani treningi, ani urazy nie są mi obce, co też bardzo pomaga mi w pracy cutmana.
- To już wszystko z mojej strony, dziękuję za poświęcony czas, jeśli chcesz coś dodać od siebie – bardzo proszę.
Chciałbym podziękować przede wszystkim Łukaszowi Bosackiemu, dzięki któremu znalazłem się w MMA, Wojsławowi Rysiewskiemu za wsparcie, wszystkim organizatorom, u których mam/miałem okazję pracować oraz firmie PitBull, Mj-Sport oraz Fitmax za wsparcie! To jest wspólny sukces.
Rozmawiał Piotr „Yagiel” Jagielski