Serial o dźwięcznym i jakże bliskim nam tytule „W klatce” trafił wczoraj na platformę streamingową Netflix. Obejrzeliśmy i… możemy polecić!
ZAKŁAD BEZ RYZYKA – każdy do 100 zł – obstawiaj walki MMA na Fortunie!
„Młody zawodnik robi wszystko, aby wybić się na zawodowstwo, do chwili, gdy niespodziewana walka stawia go przed wielką szansą — i brutalnym przeciwnikiem w klatce.” – tak swój nowy serial produkcji francuskiej zapowiada Netflix.
Historia chłopaka, który marzy o UFC, ale zanim tam trafi musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu, zapewne brzmi znajomo. Głównego bohatera – Taylora Keitę – poznajemy w chwili, gdy po swojej kolejnej amatorskie wygranej próbuje zainteresować sobą głównego trenera grupy zawodniczej w klubiw MMA Fighting w Paryżu. Gdy to mu się nie udaje, postanawia zabłysnąć sparując z groźnym rywalem – idealnym czarnym charakterem, towarzyszącym nam później do końca sezonu. Ciekawy zbieg okoliczności sprawia, że właśnie ten sparing otwiera mu drogę do pierwszej zawodowej walki w nie byle jakiej organizacji – KSW.
Zobacz także: Wreszcie! Znamy datę premiery filmu „JAKUBEK. Człowiek, który urodził się za wcześnie”
Taylor boryka się przez pięć odcinków ze wzlotami i upadkami, charakterystycznymi dla życia młodego fightera. Poznaje zalety i wady sławy, walczy nie tylko o wygrane w klatce, ale też o uwagę i miłość toksycznej matki, zakochuje się, zyskuje uwagę ważnych postaci ze świata MMA – w serialu pojawiają się m.in. byli i aktualni mistrzowie UFC – Georges St.-Pierre, Ciryl Gane oraz Jon Jones. Zwłaszcza ten ostatni bohater odegra znaczącą rolę w szczególnie trudnym momencie kariery Taylora.
Wśród sparing partnerów głównej postaci pojawiają się także doskonale znani polskim fanom MMA zawodnicy z Francji – Salahdine Parnasse czy Ramzan Jembiev. Sceny walki wyglądają na dopracowane i mogą zrobić naprawdę duże wrażenie na tych, którzy ze światem MMA dopiero zaglądają.
Serial ma też swoje niedociągnięcia, ale nie przeszkadzają one jakość szczególnie w odbiorze. Fana mieszanych sztuk walki może nieco denerwować niezbyt wierne tłumaczenie żargonu sportowego – „sekwencje” zamiast „kombinacji”, nazywanie narożnika „rogiem” czy nadużywane „dźgnięcia” zamiast powszechnie używanego „jaba”. Na minus także dziwne mieszanie lokalizacji gal w Polsce – jedno z wydarzeń odbywa się rzekomo na Stadionie Narodowym, ale wszędzie widzimy oznaczenia „KSW Torwar”.
Z czystym sumieniem możemy polecić Wam ten serial na długie zimowe wieczory. Kto wie, może będzie kontynuowany, bo końcówka piątego odcinka stawia spory znak zapytania nad dalszym losem bohatera…