Wygląda na to, że wygrana walka to nie zawsze krok do przodu. Przekonał się o tym były pretendent do pasa mistrzowskiego kategorii półśredniej.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera

Igor Michaliszyn (11-3) sympatię dużej części kibiców zaskarbił sobie pojedynkiem z Adrianem Bartosińskim na gali KSW 94, który wziął na ostatnią chwilę w zastępstwie za Andrzeja Grzebyka. Co prawda, nie udało mu się pokonać aktualnego czempiona, jednak biorąc pod uwagę klasę rywala oraz fakt, że nie miał pełnego okresu przygotowawczego, wypadł dobrze. Na tyle dobrze, że w kuluarach zaczęto mówić o potencjalnym rewanżu. Sam „Bartos” w jednej z medialnych dyskusji z Tomaszem Romanowskim, zagwarantował Igorowi taką możliwość.

Na drodze do tego celu stanął Oton Jasse (21-10), który według większości fanów i ekspertów miał być łatwym rywalem dla Igora. Tak się jednak nie stało. Podczas gali KSW 97 Polak wygrał jednogłośną decyzją sędziów, ale samo starcie zdecydowanie nie porwało. Jak się okazuje, może to mieć negatywny wpływ na dalsze losy reprezentanta Silesian Cage Club. Dyrektor sportowy polskiego hegemona w rozmowie z naszym redaktorem postawił sprawę jasno:

Z perspektywy czasu lepiej, jakby walka Igora się nie odbyła, szczególnie na tle występu Tulshaeva. To była z obu stron taka bardzo zachowawcza walka i niespecjalnie ciekawa, i wywiad po walce, i wszystko… no mam wrażenie, że było totalnie nieprzemyślane. Też trochę posypuję głowę popiołem bo to częściowo pewnie moja wina. To był mój pomysł, żeby taki pojedynek dodać. I być może w tych okolicznościach wyjazdu do Stanów, fiksacji na walce jeszcze jesienią, no trzeba było poszukać kogoś innego, kto będzie takim side jokerem dodatkowym na tej karcie. No bo zdecydowanie – Igor tylko stracił na tym pojedynku.

Zobacz również: Joanna Jędrzejczyk nową menadżerką mistrza KSW

Fot.: KSW, Instagram / Wojsław Rysiewski