(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

Kolejna część naszego cyklu, w którym zawodnicy opowiadają swoje historie jak zaczęły się ich kariery. Dziś zawodnik królewskiej kategorii który po krwawym starciu pokonał Michała Wlazłę. Panie i panowie – Dawid Mora!

Początki

Może to zabrzmi banalnie, jak z teledysku hip-hopowego lub filmu, ale skłoniła mnie do tego „ulica.” Na prawdę tak było. Wychowałem się na „ciężkim podwórku” i tam szedłeś albo w jedna stronę, albo w druga. Nazwijmy to złą lub dobrą. Ja poszedłem w tę drugą, czyli edukację i sport. W ten sposób zapominałem o swoich problemach i stawałem się bardziej świadomy otoczenia i potrafiłem lepiej radzić sobie z różnymi problemami. To też oczywiście pomagało mi bronić się. Trenując wyrabiałem sobie mocny charakter, czułem się coraz pewniejszy siebie. W momencie kiedy Ci, którzy kiedyś mną pomiatali stawali się coraz słabsi, ja stawałem się coraz mocniejszy. Sztuki walki wyrobiły we mnie nie tylko umiejętność walki wręcz, ale również wytrwałość, silny charakter i wszystko to co doprowadziło do tego, że teraz siedzę i udzielam wywiadu (śmiech).  Kiedy pierwszy raz poczułem zapach sali na Gwardii, która do dzisiaj „pachnie” tak samo, to miałem 15, 16 lat. Nie pamiętam dokładnie. To była moja druga dyscyplina, bo wcześniej dużo pływałem, dlatego wydolnościowo byłem przygotowany dobrze. Trener zawsze się śmiał, że jak biję proste, to jakbym płynął kraulem. Zacząłem trenować sztuki walki w okresie, gdy się uczyłem w podstawówce. To była już ostatnia klasa. Później miałem nieco łatwiej, bo wszystko miałem „pod nosem”. Odległość kamienicy w której mieszkałem do liceum to jakieś 200 metrów, a odległość szkoły od Gwardii to jakieś 100 metrów. Taki mój zamknięty trójkąt, za który starałem się nie wychylać nosa.  Zaczynałem (jak chyba każdy fighter w Zielonej Górze) od kickboxingu w słynnej Gwardii pod okiem trenera Tadeusza Duda. Tam zacząłem przygodę z walkami. Tam też zdobyłem pierwszy medal – mistrzostwo Polski młodzieżowców w Węgrowie, po dwóch ciężkich (jak dla mnie) pojedynkach z bardziej doświadczonymi przeciwnikami. Trenowałem tam kilka lat, natomiast nie czułem się tam dobrze i nie lubiłem formuł typu light-kick, light-contact, a w formule full trener nigdy mnie nie wystawiał- nie mam pojęcia dlaczego. Poza tym nie czułem się lubiany przez kadrę. Ominęły mnie „przywileje mistrza” za zdobycie złotego medalu i dlatego postanowiłem, że po prostu odejdę z klubu. I tak nikt za mną nie płakał. Poza tym nie bawiło mnie „robienie” medali na ilość. W ciągu roku mógłbym zdobyć „milion” medali w różnych formułach kickboxingu, chociażby dlatego, że niektórzy, „ze startu” mają medal za wpisowe, bo nie ma przeciwnika w swojej kategorii wagowej. Zdobyłem, chyba jako jedyny z całej ekipy Mistrza Polski młodych na swoich pierwszych zawodach, gdzie pojechałem jako rezerwa i jestem z tego dumny do dziś. Jednym słowem, nie wspominam tego okresu dobrze.

Przygoda z MMA

Po kickboxingu zapisałem się do szkoły walki Krav-Maga Dariusza Walusia. Tam trenowałem jakieś 6 lat wliczając profil STRIKER Full Contact Fight, którego byłem instruktorem i trenowałem tam z super ekipą. Krav-Maga to oczywiście nie MMA, ale jak już mamy porównywać to, KM jest bardziej brutalna no i w grę wchodzą przede wszystkim faule. W KM było dużo zajęć w różnych płaszczyznach. Techniki duszeń, obaleń, łamań rąk i nóg- bardzo podobne do tych, które widzimy w MMA. Natomiast pamiętajmy, że Krav-Maga polega na czymś innym- to nie jest sport i tam nie ma sędziego, który przerwie walkę, a przeciwnik już nie da rady odklepać. Wspólny mianownik, to również walki w małych rękawicach. Jeśli chcesz „zahaczyć” o MMA, a nie masz takiej szkoły w Zielonej Górze to idź na Krav-Maga. Tam znajdziesz walkę w różnych płaszczyznach, jak już wspomniałem i dużo wspólnych technik z MMA. Można powiedzieć, że tam zaczęła się moja przygoda z prawdziwą walką. Trenowałem również BJJ przez około 2 lata pod okiem Marcina Kotasa w CFC. Świetna przygoda, świetny trener i przyjaciel. Brałem też udziały w różnych seminariach szkoleniowym, min. z braćmi Linke. Trochę tu, trochę tam i jakoś tego doświadczenia się nabiera. No oczywiście nie zapominajmy o tym, że właśnie wczoraj wróciłem z obozu szkoleniowego z Arrachion Olsztyn, gdzie również uczestniczyłem w seminarium z Robertem Drysdalem (UFC). Jeśli chodzi o MMA, mam duże wsparcie również u Damiana Grabowskiego. Kiedy tylko jest okazja, to spotykamy się i udziela mi cennych wskazówek w trakcie treningu za co bardzo mu dziękuję. Moim wzorem od zawsze był Cro Cop. To były czasy kiedy wszyscy na Eurosporcie oglądali K1. To jest gość! Później jego MMA w Pride. Super walki z Silvą czy Emalianenko. No i ten ostatni wspomniany. Fedor- zwierz- zabić, zniszczyć, powinien z łopatą wchodzić na ring, aby później wykopywać dół dla rywali . To są takie ikony od których dużo się czerpie chęci do doskonalenia. Lubię też GSP. Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia co się teraz dzieje w światowym jak i polskim MMA. Nie wiem kto ma pasy, nie znam nazwisk itd. Wiem tyle ile potrzebuje wiedzieć.

Pierwsza walka

Moja pierwsza zawodowa walka, to była walka z Mistrzem Świata Thai Boxing T. Moznym w formule K1. Przegrałem niejednogłośnie. Później spróbowałem w zawodowym MMA na FEN3. Tam wygrałem ale to już chyba wiecie (śmiech).

Rodzina

Miałem startować w zawodowym MMA dużo wcześniej, natomiast Żona się nie godziła. Dopiero teraz ja wraz z moim Trenerem Tomkiem Makowskim przekonaliśmy ją, że nie po to się tyle pracowało, aby zaprzepaścić i nie wykorzystać takich okazji.

PS. Babcia do tej pory mnie namawia, żebym zapisał się na siatkówkę…

Plany

Chcę walczyć w zawodowym MMA. Już zadebiutowałem. Mam rekord 2-0  i zobaczymy czy  do ostatniej w tym roku zaplanowanej na grudzień podczas gali MFC jeszcze zawalczę. Marzy mi się zakończenie tego roku z rekordem 4-0-0. Jeżeli chodzi o przyszły rok to są wstępne rozmowy z różnymi federacjami, ale jeszcze 2014 się nie skończył.

 

Michał Malinowski