To zdecydowanie była ciężka noc dla Roberta Whittakera. Po raz kolejny musiał uznać wyższość Israela Adesanyi, a na domiar złego – nie udało mu się odzyskać pasa. Choć sędziowie wskazali triumf Nigeryjczyka, on nie czuje się przegranym.

Na rewanżowe starcie pomiędzy Israelem Adesanyą (22-1) oraz Robertem Whittakerem (23-6), kibice ostrzyli sobie zęby już od dawna. Ziściło się to podczas UFC 271, kiedy obaj weszli do klatki w ramach main eventu. Przewalczyli pełne pięć rund, po których sędziowie jednogłośnie wskazali wygraną obecnego czempiona.

Zobacz także: Jak widzieli to sędziowie? Karty punktowe z rewanżowej walki Adesanya vs. Whittaker

Choć arbitrzy byli jednomyślni, sam Whittaker nie czuje się przegrany. Poproszony tuż po pojedynku przez Daniela Cormiera o ustosunkowanie się do sytuacji, jasno dał do zrozumienia, iż w jego opinii trofeum ponownie powinno spocząc na jego biodrach.

Tak, czuję, że zrobiłem wystarczająco dużo. Zacząłem trochę chwiejnie w tej pierwszej rundzie, ale wydawało mi się, że wszystkie pozostałe należały do mnie. Jest jak jest. Mówi się, że nie powinno się tego zostawiać w rękach sędziów. Jestem szczęśliwy, że zostawiłem tu całe serce. Z drugiej strony rozczarowany, bo myślałem, że zrobiłem wystarczająco, by wygrać. Byłem zaskoczony, jak dobrze działał mój plan, w jaki sposób go wykonywałem. Byłem zaskoczony decyzją, ale jest jak jest. Nie chcę mu odbierać zasług, jest mistrzem, drugi raz mnie pokonał. We dwóch jesteśmy najlepsi na świecie – ja to wiem, on to wie, my to wiemy.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Przegrana z Adesanyą była dla Whittakera pierwszą od ponad dwóch lat. W międzyczasie Australijczyk mierzył się jeszcze z Darrenem Tillem (18-4-1), Jaredem Cannonierem (15-5) oraz Kelvinem Gastelumem (17-8), wszystkich pokonując na kartach sędziowskich.

Źródło: YouTube/UFC – Ultimate Fighting Championship