Podchodzący do rywalizacji z pozycji underdoga Nate Diaz nie do końca przejmuje się ogólną krytyką jego osoby. Przed walką z Khamzatem Chimaevem nie czuje zbyt dużej presji… Ta w jego opinii spoczywa na barkach „Borza”.

Już od dawna Nate Diaz (20-13) upominał się o kolejną konfrontację w UFC, by wypełnić aktualny kontrakt. Ostatecznie zestawiono go z niepokonanym Khamzatem Chimaevem (11-0), co w mediach odbiło się bardzo szerokim echem. Słychać było różne głosy – jedni cieszą się z dużej, medialnej potyczki, inni zaś nie widzą w tym najmniejszego sensu.

Zobacz także: UFC 279: Chimaev vs. Diaz – karta walk. Gdzie i jak oglądać?

Młodszy z braci Diaz doskonale zdaje sobie sprawę, jak trudne wyzwanie na niego czeka. W rozmowie z ESPN podzielił się ogólnym poglądem na tę sprawę.

Jestem mistrzem całego UFC i mam w*jebane. To co oni robią… Zachowują się tak, jakbym upomniał się o taką walkę, czego nie zrobiłem. Nie chciałem tego i nadal nie chcę, ale mam to w d*pie, mogę zmierzyć się z kimkolwiek. Presja spoczywa na nim. Lepiej, żeby mnie skończył, bo to on jest nowym zabójcą w mieście, wiesz o co mi chodzi? Presja jest też na mnie, bo lepiej, żebym nie zginął od najlepszego w mieście… Bo ciągle powtarzają, że jest najlepszy. Jak się postawię, to już skończą tak gadać.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Nate Diaz przegrywał w swoich dwóch minionych pojedynkach. W czerwcu zeszłego roku musiał uznać wyższość aktualnego czempiona – Leona Edwardsa (20-3). Kilka miesięcy wcześniej uległ zaś w batalii z Jorge Masvidalem (35-16). To wszystko oznacza, iż po raz ostatni opuszczał arenę jako triumfator w sierpniu 2019, kiedy rozpracował na pełnym dystansie Anthony’ego Pettisa (25-14).

Źródło: Twitter/ESPN MMA