Może to ogłoszenie końca kariery nie jest tak medialne, jak Conora McGregora, ale zdecydowanie ma większą szansę się ziścić. Charles Byrd, zawodnik wagi średniej UFC, postanawia pożegnać się z profesjonalnym MMA. Amerykanin w miniony weekend na gali UFC 250 zaliczył już trzecią porażkę z rzędu, tym razem lepszy okazał się Maki Pitolo. Żadna z tych walk nie wyszła poza drugą rundę, a Byrd był za każdym razem nokautowany przez swoich oponentów.
Zobacz także: McGregor przechodzi na emeryturę. Po raz trzeci, ale czy ostatni?
Oto jak Byrd tłumaczy swoją decyzję:
„Nigdy nie bałem się niepowodzenia lub próby. Nigdy nie sądziłem, że powiem to w tej chwili, ale czuję się dobrze i akceptuję to, że czasem rzeczy w życiu nie idą zgodnie z oczekiwaniami. Psychicznie i fizycznie byłem przygotowany do tej walki. Ale wynik nie poszedł po mojej myśli. Jestem gotowy poznać następny rozdział i ścieżkę, którą Bóg dla mnie przygotował. Doceniam miłość i wsparcie wszystkich przyjaciół, rodziny podczas tej podróży, którą nazywam swoją karierą. Osiągnąłem wiele wspaniałych rzeczy dla siebie i rozwinąłem wiele wspomnień. Ale czas nie czeka na nikogo. Tak więc powiedziałem – oficjalnie skończyłem walczyć”.
Byrd dostał się do UFC dzięki dwóm wygranym przez poddania w Contenderze. Swój debiut w najlepszej organizacji świata również zaliczył do udanych, wygrywając także przez poddanie z Johnem Phillipsem w marcu 2018 r., po czym jednak nastała wspomniana seria trzech porażek (z Darrenem Stewartem, Edmenem Shahbazyanem i Makim Pitolo). 36-latek kończy karierę z rekordem 10-7.
Źródło: Charles Byrd/Facebook