Galę KSW 86 określiłbym trochę jako tę która oddzieliła chłopców od mężczyzn. Niektórzy zawodnicy zostali ostatecznie zweryfikowani, inni odetchnęli odbijając się po ostatnich niepowodzeniach. Zapraszam na podsumowanie eventu.
Plusy:
Viktor Pešta – absolutnie wzorowy występ Czecha. Do poziomu jego przeciwnika jeszcze przejdziemy, ale weteran UFC zaprezentował się wybornie. Można było mieć obawy o jego dyspozycję, ponieważ recepta na niego jest szeroko znana. Viktor nie trzyma ciosu, ostatnio był błyskawicznie nokautowany nawet w dywizji półciężkiej, więc uzasadniona była pewna rezerwa w stawianiu na niego z potrafiącym mocno uderzyć Stawowym. Nigdy natomiast nie można było odmówić reprezentantowi Kill Cliff umiejętności. W tym pojedynku obalił, rozbił i poddał Filipa Stawowego w nieco ponad 2 minuty. To był teatr jednego aktora i odłożony nieco w czasie debiut Pešty wypadł niezwykle okazale. Fizycznie wyglądał bardzo dobrze, odpowiedzialnie w defensywie i od razu realizował plan. Czekamy na więcej.
Lom-Ali Eskiev – istną krwawą łaźnię zgotował Dawidowi Śmiełowskiemu Eskiev. Mimo ogromnej różnicy zasięgu zdemolował Polaka najpierw w stójce ciosami na każdą partię ciała to następnie obnażył jego braki zapaśniczo-parterowe i dokonał egzekucji z krucyfiksu. To bardzo istotna wygrana byłego zawodnika ACA, ponieważ przegrał on dwie ostatnie walki, a tak gładkie rozprawienie się z łypiącym jeszcze niedawno w kierunku pasa Śmiełowskim na nowo winduje Eskieva w hierarchii.
Wiktor Zalewski – szalenie utalentowanym zawodnikiem jest Wiktor Zalewski. Energetyczny, eksplozywny a przy tym często nieuchwytny. Genialna praca na nogach, duża celność ciosów. To jest przyszłość kategorii półśredniej KSW. Nawet jeśli coś dochodzi jego szczęki to Wiktor zdaje się mieć mocną szczękę. Stopniowo rozbijał charakternego, ale wiecznie przeciętnego Koziorzębskiego. Wszystko się póki co zgadza w tych występach Zalewskiego. Intensywność, celność, pewność siebie. Czekamy na większe wyzwania, bo niczego nie ujmując Wiktorowi, póki co dwóch jego rywali nie jest na poziomie KSW.
Minusy:
Filip Stawowy – obecność tego zawodnika w rankingu dywizji ciężkiej na miejscu 5 jest bardzo niepokojącym sygnałem dla KSW. Porażkę z Martinkiem można było tłumaczyć pękniętym oczodołem. Tym razem nie ma żadnych usprawiedliwień. Dodatkowo jeden z komentatorów powiedział iż to był pierwszy raz Filipa gdy miał dużo czasu na treningi i trenował 2 razy dziennie. Może to okazało się problemem a nie atutem? Żenujący występ. Obalony jak dziecko, w parterze ośmieszony. Może zbyt długie pompowanie rekordu Valtonenami i Kalatami odbija się czkawką? Kolejna walka powinna być o pozostanie w organizacji, ale nie z plackiem pokroju Samociuka, bo nic takie starcia nie dają.
Łukasz Sudolski – złośliwi powiedzą, że się uwziąłem. Wielokrotnie już podważałem obecność Sudolskiego w programie DWCS i poddawałem w wątpliwość hype na tego zawodnika. Po tej walce chyba każdy już powinien pozbyć się złudzeń. Polak ma olbrzymie problemy z trzymaniem ciosu. Bardzo łatwo go podłączyć, jest niewyobrażalnie dziurawy w defensywie a techniki bokserskie wołają o pomstę do nieba. W kolejnym i podobnie jak w przypadku Stawowego pojedynku o wszystko widziałbym konfrontację z Rafałem Kijańczukiem. Gwarancja nokautu w 1 rundzie.
Adrian Gralak – nieprawdopodobnie jałowym zawodnikiem jest Adrian Gralak. Tak po prostu. Nadziewał się na kontry Szczepaniaka raz za razem, daje się zamykać na siatce. Wiązałem pewne nadzieje z tym angażem. Zawsze warto weryfikować młodych Polaków z bilansem 5-0, ale niestety. Raz się trafi Zalewski a raz Gralak. Na ten moment Babilon to pułap Adriana.
Wolne wnioski:
- Oskar Szczepaniak mimo bardzo wątpliwego początku w KSW pokazał się z bardzo dobrej strony. Mam delikatne obawy o warunki fizyczne gdy przyjdzie mu się mierzyć z prawdziwymi turami, ale wyraźnie zmazał plamę bardzo bezbarwnego debiutu.
- Weryfikacja Dawida Śmiełowskiego była nieunikniona. Tym razem po prostu poprzeczka była tak wysoko, że skończyło się egzekucją i nie było czasu na comeback. Bardzo wiele pracy przed „Królikiem”
- Nareszcie mamy ruch w kategorii koguciej. Nieco więcej obiecywałem sobie po Joniaku, ale Zdravkovic dał fajny, kompletny występ, bo pokazał się w każdej płaszczyźnie. Taki snajper szukający kontr w kategorii do 61 kg to zawsze towar deficytowy.
- Próżno szukać wyzwań dla Jakuba Wikłacza. Mimo remisu i kontrowersji był to w dużej mierze koncert mistrza. Powoli zaczyna przerastać organizację i czeka matchmakerów duży ból głowy po zakończeniu rywalizacji z Przybyszem.
- W dywizji 77 nastąpił pewien impas. Brakuje nieco pretendentów z krwi i kości a Artur Szczepaniak musiałby wygrać dużo więcej niż 1 walkę, w dodatku z zawodnikiem kompletnie nie liczącym się w rankingach aby dostać kolejną szansę. Nadzieją na coś świeżego jest bardzo dobry angaż Madarsa Fleminasa.