Za nami pierwszy specjalny event, rozpoczynający być może nową edycję gal KSW. Co zagrało a co było zbędne? O tym w krótkim podsumowaniu.

Plusy:

Vaclav Sivak – absolutny strzał w dziesiątkę. Bardzo popularny, dodatkowo niepokonany młody kickboxer z rynku, na którym KSW próbuje się rozwijać czyli z Czech. Dał zjawiskowy występ na zasadach muay thai z Michał Królikiem. Demolował go finezyjnymi kopnięciami, miał niesamowity luz, był nieuchwytny a zarazem potwornie rozbijał Polaka. To jest potencjał na gwiazdę światowego formatu sportów uderzanych. Dla takiego zawodnika nawet wyjątek w postaci pojedynku formuły stricte uderzanej na KSW jest wart tego, aby go zatrzymać. Czech niestety nie planuje na ten moment startów w MMA. Łatwość z jaką kruszył „Matrixa” była niesłychana. 9 minut pastwienia się z rywalem, który okazjonalnie tylko się odgryzł.

Damian Piwowarczyk – koncertowe odprawienie Klebera Silvy i postawienie twardych warunków Rafałowi Haratykowi windują Damiana bardzo wysoko w rankingach dywizji. Każdy taki pojedynek to dodatkowa porcja wiedzy dla tego talenciaka i potężne doświadczenie. Damian ma wszystko aby być wielką postacią polskiego MMA. Nie brakuje mu talentu, warunków fizycznych i pracowitości. A i wielu ceni jego luz oraz normalność w wywiadach czy mediach społecznościowych. Jest to chłopak, któremu chce się kibicować i jego walki potrafią ponieść publikę. Przy obecnym bardzo kruchym wizerunku wagi półciężkiej w KSW Damian powinien zdobyć ten pas szybciej niż może się wydawać.

Na wyróżnienie zasługuje też na pewno Rafał Haratyk, który jest w wadze półciężkiej totalnym przecinakiem i KSW będzie miało spory problem, aby dobrać mu rywali. Można tylko żałować, że nie ma już w KSW Ibragima, bo taka walka byłaby doskonałą reklamą dla organizacji i starciem topowych zawodników. Sprawdziły też się zasady Pride, viral z finishu Muslima Tulshaeva obiegł Internet i wywołał wiele emocji. Przy okazji tych gal i potencjalnych przyszłych edycji powrót do korzeni dyscypliny jest niezbędny i tego chcą kibice.

Minusy:

Matheus Scheffel – tutaj ja osobiście nie miałem żadnych nadziei związanych z Brazylijczykiem, ale czy to dyrektor sportowy organizacji czy niektórzy kibice dość ciepło wypowiadali się o nim stąd minus. Fakt, pokonał raz Cappellozzę, doczłapał się nieco psim swędem do finału PFL, ale z czołówką wagi ciężkiej był zamiatany dokładnie tak jak teraz z Darko. To jest naprawdę w maksie przeciętniak. Okey, spoko w KSW np.  do Stefana Vojcaka, może wręcz Gawryjołka. Nie jest natomiast absolutnie żadnym zbawcą dywizji. Od każdego mocniejszego rywala zgarnia kompletny łomot w pierwszej rundzie. Ten transfer to nie jest powód do chluby. Można tylko żałować, że KSW średnio interesuje się rynkiem Brazylijskim a jak już to sufitem są często tacy panowie ściągani awaryjnie.

Na minus formuła grapplingowa i bokserska. Walki kompletnie nie oddały, były nudne, ME wręcz delikatnie pokraczny,  jeszcze z przykrym finałem.

Konrad Rusiński – idealny zawodnik do formuły bez zasad, ale stricte pod klasyczne MMA niestety kolejny raz wychodzą braki kondycyjne Konrada. Nawet w wygranych pojedynkach z powodu swojej momentami przesadnej intensywności, dążenia do finiszu pompuje się i miewa kłopoty. Tutaj przypłacił to przegraną, bo zafiksował się na poddanie. Konkretny zabijaka z umiejętnościami, ale zarządzanie paliwem i rozbudowanie kondycji to priorytety.