Marcin Prachio (15-5) na UFC Vegas 30 jednym celnym kopnięciem znokautował Ike Villanuevę (18-12). Po serii porażek Polak odbudowuje pomału ciąg wygranych i zdradza, co pozwoliło mu wrócić do zwycięstw.
Prachnio przyznaje, że postanowił zmienić nastawienie do walk. Zamiast analizować technikę przeciwników i dostosowywać się do ich stylu, Polak sam narzuca teraz, jak ma wyglądać gra. Takie podejście procentuje w oktagonie – dodaje wiele spokoju i opanowania nawet w sytuacji, gdy nie wszystko idzie po myśli.
W pierwszej rundzie starcia z Villanuevą Prachnio miał trudniejsze chwile:
Któryś z pierwszych ciosów doszedł dosyć mocno i on właśnie rozciął mi łuk. Nic nie widziałem na lewe oko przez większość tej rundy. To było tak, jakbym miał zaćmę, kompletnie nic nie widziałem. Wiem też, że popełniłem kilka błędów, nieodpowiednio się cofałem. Powinienem bardziej dystansować prostym, żeby on do mnie mniej dochodził. Walczyłem bardziej tak, żeby nie zrobił mi większej krzywdy.
Role odwróciły się w drugiej odsłonie starcia, gdy Polak zakończył pojedynek, nokautując przeciwnika. Częścią planu była praca nad osłabieniem nóg i korpusu kopnięciami. To właśnie kopnięcia stanowiły bazę, którą zaczął w ostatnim czasie bardziej rozwijać:
Bardzo dużo zaczęliśmy pracować nad kopnięciami, ponieważ w momencie, gdy utrzymuję dobry dystans, to te kopnięcia są bardzo silne. Zaczęliśmy bardzo dużo nad tym pracować i to zaczęło wychodzić automatycznie, teraz już robię to bez myślenia.
Prachnio do pojedynku w Vegas przygotowywał się w Holandii, gdzie mieszka na co dzień. Trenował tak jak zawsze, bez udziwnień, bez dodatkowych zawodników z zewnątrz, by zredukować niepotrzebny stres.