W rozmowie z Times Polska współwłaściciel organizacji KSW wyjaśnił, czym kierowano się w procesie podejmowania decyzji o tym, jak i czy ukarać zawodników za udział w skandalicznej sytuacji, która miała miejsce po walce Mateusza Gamrota z Normanem Parkiem.
Przypomnijmy, że wczoraj KSW wydało oświadczenie na temat przepychanek w narożniku Mateusza Gamrota i poinformowało o nałożeniu kar na trzy osoby: finansowo ukarano zarówno Normana Parke’a, który popchnął Borysa Mańkowskiego, jak i Gamrota. Mistrz wagi lekkiej dostał karę za zachowanie Marcina Bilmana, stojącego w jego narożniku. Sam Marcin Bilman dostał 9-miesięczny zakaz pojawiania się na galach KSW w charakterze członka ekipy zawodniczej.
Zobacz także: Oficjalne stanowisko Federacji KSW w sprawie wydarzeń po walce Gamrot vs Parke 2
W rozmowie z Times Polska Martin Lewandowski omówił sytuację i wyjaśnił, dlaczego KSW zdecydowało się ukarać trzy osoby:
To była bardzo skomplikowana decyzja. Nie chcieliśmy, by ktokolwiek mógł się czuć nią pokrzywdzony. Z drugiej strony zależało nam na tym, by fani i media widzieli, że nikogo nie faworyzujemy. „Gamer” jest Polakiem i naszym mistrzem, ale kara musiała być sprawiedliwa dla obu stron. Zdajemy sobie sprawę, w jakim sporcie działamy i jak wielkie emocje towarzyszyły całej sytuacji. Sprawa ma wiele wątków, konflikt Mateusza i Normana trwał od dawna. Parke po walce miał też pretensje do Borysa. Naszym zadaniem było odcięcie się od wielu zewnętrznych emocji, oceniania, kto miał rację, a kto nie. Obaj są współwinni i obaj mogą bronić się, że wina leży po drugiej stronie. My zebraliśmy suche fakty i podjęliśmy najbardziej sprawiedliwą decyzję, jaką mogliśmy podjąć.
Zapytany o wysokość kar finansowych dla Parke’a i Gamrota, Lewandowski odpowiedział dość wymijająco:
Nie mogę podać dokładnych liczb, ale w obu przypadkach chodzi o kilkadziesiąt procent gaży za walkę. Pamiętajmy też, że Norman został dodatkowo ukarany odjęciem 30 proc. wypłaty za to, że nie udało mu się zrobić limitu wagi lekkiej. W tym przypadku liczba jest przewidziana w regulaminie. Z góry założonych kar za incydenty w narożniku nie ma ani w naszym regulaminie, ani w unified rules.
Co do Marcina Bilmana współwłaściciel KSW nie ma wątpliwości:
Rozumiem ludzki aspekt tej sprawy. Jeden kolega został popchnięty, drugi instynktownie na to zareagował. Ale zadaniem zawodnika jest dobór sekundantów, którzy trzymają nerwy na wodzy. To osoby w narożniku mają powstrzymywać fightera od impulsywnych reakcji, a nie na odwrót. Od 14 lat pokazujemy, że MMA to nie uliczne bójki bez zasad. I nadal chcemy to robić, będziemy piętnować takie zachowania.
Bilman może faktycznie podkręcił trochę gawiedzi tym uderzeniem. Ale, po pierwsze, uderzył zawodnika. Po drugie, zrobił to z zaskoczenia. To żadna chluba. Nawet w walce ulicznej za takie zachowanie trudno bić komuś brawo. A tym bardziej po walce, na oczach tysięcy ludzi w hali i przed telewizorami. Dla mnie to słaby sposób wyrażenia swoich emocji. Jako sekundant Bilman powinien wiedzieć, co mu wolno, a czego nie. Rozumiem duże emocje i nie mam większych pretensji do niego, ani do „Gamera”. Ale jako sportowa organizacja promująca dyscyplinę musieliśmy usiąść do sprawy na spokojnie i wyciągnąć konsekwencje za takie zachowanie. Może to fajny środowiskowy gag i materiał na gif-y, ale u nas za takie sytuacje będą kary. Mamy bardzo profesjonalnych zawodników, a ludzie w narożnikach niestety często są zupełnie z przypadku. To bardzo odpowiedzialna funkcja. Mam nadzieję, że sytuacja z Dublina skłoni niektórych do refleksji na ten temat.
źródło: polskatimes.pl