Jeden z najlepszych, polskich lekkich – Mateusz Gamrot, otworzył się nieco na temat finansów, porównując obecne zarobki do tych, które otrzymywał jeszcze występując pod sztandarem KSW. O wszystkim opowiedział, goszcząc w prowadzonej przez Bogusława Leśnodorskiego oraz Żurnalistę audycji.
Z racji tego, że oficjalne informacje o gażach zawodników w większości nie trafiają do opinii publicznej, temat ten niezwykle interesuje mnóstwo osób. Mateusz Gamrot (19-1), który przez lata walczył w jednym z największych, europejskich graczy, gdzie symultanicznie dzierżył nawet dwa mistrzowskie pasy, następnie zdecydował się przejść do najlepszej, globalnej ligi. Powodów było wiele, lecz czy jednym z nich były pieniądze? Okazuje się bowiem, że odchodząc z KSW, 30-letni reprezentant Czerwonego Smoka oraz American Top Team otrzymał lepszą ofertę, niż u nowego pracodawcy.
Tak, jak dostałem za ostatnią walkę w KSW, to podobnie dostałem za pierwszą walkę w UFC. Ale w momencie, gdy zakończył mi się kontrakt z KSW, to dostałem od nich dużo większą ofertę, niż za początek w UFC. Bardzo, bardzo to podwoili wtedy, czy nawet potroili. W UFC postać rzeczy zmieniają bonusy. Masz wypłatę, a za chwilę wpada ci dodatkowo 5 dyszek i masz drugą wypłatę do tego. Tu się to zupełnie zmienia.
Sam zwraca uwagę na bonusy, które – póki co – wpływały na jego konto po każdym starciu w UFC. Czy uda mu się utrzymać tę passę? Czas pokaże, natomiast biorąc pod uwagę jego umiejętności, bardzo możliwe, iż szybko zbliży się do wiodących prym w zgarnianiu ich fighterów – jak chociażby Justina Gaethje (22-3).
Choć na ten moment nie wiadomo, kiedy, ani naprzeciwko kogo przyjdzie mu się po raz kolejny zmierzyć, on sam wziął już na celownik następnego zawodnika. Za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych rzucił rękawice Drewowi Doberowi (23-11), który przez lata startów w amerykańskim gigancie zdążył już zdobyć kilka cennych skalpów.
Źródło: Spotify/Leśnodorski i Żurnalista w trójkącie towarzyskim