Jeden z najbardziej znanych zawodników MMA na świecie, a w oczach wielu fanów prawdziwy GOAT – Jon Jones, po raz ostatni był widziany w akcji w lutym ubiegłego roku. Od tamtej pory „Bones” sposobi się do startów w dywizji ciężkiej, ale coraz więcej znaków na niebie i na ziemi wskazuje, że być może w ogóle do tego nie dojdzie…
Wygląda też na to, że nadzieję na ponowny start swojej gwiazdy stracił też prezes UFC, Dana White. A może nie tyle nadzieję, ile wiarę w to, że Jon Jones spuści nieco z tonu i zaakceptuje warunki, jakie oferuje mu promotor. Jednak wybujałe oczekiwania finansowe „Bonesa” mogą okazać się przeszkoda nie do pokonania przez organizację.
Tymczasem i sytuacja w topie królewskiej wagi nieco się zagęściła po tym, jak nowym mistrzem został Francis Ngannou. Chrapkę na trzecią walkę z nim ma pokonany Stipe Miocic, a w kolejce do title shota czeka więcej niż zasłużony Derrick Lewis. Sam White potwierdził już z resztą, że to właśnie „Czarna Bestia” będzie kolejnym rywalem Ngannou. Waga ciężka ma się zatem dobrze nawet bez ambitnego Jonesa, który celuje od razu w walkę o pas i nie chce zaakceptować półśrodków, jak choćby proponowany mu pojedynek z Miocicem.
White rozkłada ręce:
Oczywiście, są dostępne różne opcje walk.
mówi podczas konferencji prasowej po UFC 262.
To się dzieje, w każdy weekend. Ciągle organizujemy walki. Jeśli Jon Jones będzie chciał wrócić do akcji, to może to zrobić. Jeśli zaś nie, to nie musi. Nikt przecież nie zmusi go tego, żeby walczył.
On ma za sobą wspaniałą karierę, zbudował swoje niesamowite dziedzictwo. Osobiście postrzegam go jako GOATa. Teraz kolejni goście idą w jego ślady: jest Usman i inni. A więc wszystko zależy od niego. Może walczyć latem, albo już nigdy więcej. To zależy od niego.
(…) W tej chwili, Jones może przejść na emeryturę, a ja nadal będę widział w nim GOATa, dopóki ktoś nie pobije jego osiągnięć.
dodaje bez cienia emocji.
źródło: konferencja prasowa po UF 262