Kolejnym prześwietlonym przez nas fighterem będzie zastępca Jasona Saggo, który miał zmierzyć się z Marcinem Bandlem podczas krakowskiej gali UFC Fight Night 64. Steven Ray, bo o nim mowa, to Szkot pochodzący z Glasgow, urodzony 25 marca 1990 roku.

25-latek legitymuje się rekordem 16 zwycięstw i 5 porażek. W pierwszej chwili jak usłyszałem o tej zmianie, to uznałem, że Marcin ma przeje…, ale prześledźmy jego karierę, po czym łatwiej nam będzie przeanalizować szanse i zagrożenia dla łodzianina.

Wszystko zaczęło się w 2010 roku, w którym Ray zadebiutował w amatorskim MMA. W lutym 2010 podczas debiutu trafił na zawodnika, który miał za sobą zawodowy start, lecz najwidoczniej nie zrobiło to wrażenia na 20-latku, który w 4 minucie 3 rundy poddał anakondą swojego rywala, a ten więcej na macie się nie pojawił. 2 tygodnie później dostał debiutanta, na którego potrzebował 70 sekund, balacha i pozamiatane. Ten rywal również odpuścił sobie MMA. Amatorska kariera kończy się w kwietniu na trzeciej z kolei szkockiej gali. Tutaj walka dotrwała do 2 rundy, gdzie po niespełna minucie Steven poddaje oponenta kluczem na stopę odbierając mu ochotę na „zabawę” w MMA. W ten sposób kariera amatorska Raya zamyka się 3 zwycięstwami przez poddanie, co zajmuje mu łącznie 5 minut i 52 sekundy.

W 2010 zalicza kolejne starty, tym razem w zawodowstwie. Podczas gali federacji Scottish Fight Challenge, dla której walczył w swojej drugiej amatorskiej walce, zalicza udany debiut profesjonalny. Nokaut w 1 rundzie z innym debiutantem zwraca uwagę na jego wszechstronność. Miesiąc później w walce z zawodnikiem o rekordzie 2-2-1 daje sobie świetnie radę, odklepując go inną efektowną techniką – duszeniem brabo w 1 rundzie. To pierwszy z jego byłych rywali aktywny do dziś, a przynajmniej do 2014 roku, lecz z marnym rekordem 14-17-1 i porażką z rąk innego nowego nabytku UFC – Mickaela Lebout. Na 3 gali szkockiej federacji SFC w październiku 2010 bierze udział w mini-turnieju zwyciężając obie walki. Najpierw wygrywa swoją pierwszą walkę przez decyzję po 2 rundach, z zawodnikiem, który ze zmiennym szczęściem, ale dodatnim bilansem walk toczy je po dziś dzień, by potem pokonać dużo słabszego rywala przez dźwignię na staw skokowy w 1 rundzie. Tak kończy się zwycięska passa 3 amatorskich i 4 zawodowych wiktorii w wykonaniu Steve’a Raya. Ostatnią w 2010 i za razem 8 walkę MMA w karierze przypłaca porażką przez poddanie, balacha w 1 rundzie z rąk Dana Hope’a, wówczas 7-2, dziś 11-6.

2011 rok zaczyna startem w marcu, na 39 odsłonie gali Total Combat, po raz pierwszy walcząc poza Szkocją. W połowie 1 rundy poddaje dużo mniej doświadczonego rywala duszeniem trójkątnym. Następna walka to powrót do Szkocji i 4 odsłona gali SFC, gdzie przez TKO w 3 rundzie pojedynku zwycięża z dużo niżej notowanym krajanem. W czerwcu 2011 bierze udział w kolejnym szkockim mini-turnieju pokonując najpierw Irlandczyka z północy w przedostatniej sekundzie 2 rundy balachą z trójkąta, by potem w ostatniej walce gali przegrać w ostatnich sekundach 1 rundy przez duszenie zza pleców, z rąk Nicholasa Mousoke – aktualnego zawodnika UFC po 3 zwycięstwach i 2 porażkach dla amerykańskiego giganta. Po 3 miesiącach podejmuje kolejne wyzwanie zorganizowane przez tą samą federację i w 57 sekund nokautuje przeciwnika kończąc ten rok startów 8 zwycięstwem w zawodowej karierze.

2012 rok i kolejna walka dla szkockiego On Top Promotions, zwycięstwo w 1 rundzie przez duszenie zza pleców na Litwinie. Dobry rekord i udany początek roku owocuje angażem w największej brytyjskiej federacji MMA – Cage Warriors. Jubileuszowa 50 gala tej organizacji nie jest szczęśliwa dla naszego bohatera, którego głowa więźnie w gilotynowym uścisku przeciwnika podczas 2 rundy walki. Assan Njie – Szwed, który ma na swoim koncie porażkę z rąk Roberta Jocza, lecz też zwycięstwo nad znanym z czeczeńskiego Berkutu Beslanem Isaevem psuje debiut Szkota. Powrót na stare śmieci odbudowuje Stevena, który w ciągu 1 minuty i 2 sekund poddaje balachą anonimowego Anglika z trochę niższym rekordem. 4 Walkę w 2012 kończy przez TKO w 2 rundzie podczas innej szkockiej gali, dla której jest to debiut organizatorski. Tym razem 2 zwycięskie walki i nadal dobry stosunek zwycięstw do porażek zanosi go do federacji BAMMA, gdzie w ostatniej swojej walce w 2012 roku zwycięża przez decyzję odnosząc swoje 12 zawodowe zwycięstwo.

2013 rok po udanym debiucie w BAMMA, zaprowadza go na następną galę tej federacji, gdzie musi zmierzyć się ze znanym polskiej publiczności Curtem Warburtonem – pogromcą Maćka Jewtuszko i Artura Sowińskiego. On podobnie do Irokeza i Kornika, również sobie nie radzi, i na pełnym dystansie uznaje wyższość rywala zaliczając 4 porażkę w karierze. Przegrana w debiucie dla Cage Warriors i zmienne szczęście w federacji BAMMA nie niweluje szans na wielką karierę w tej pierwszej organizacji. Ponad pół roku po porażce z Warburtonem, Ray wraca na dłużej do klatki największej federacji MMA na wyspach brytyjskich. W październikowym turnieju, tym razem wygrywa obie walki odprawiając najpierw na punkty dużo bardziej doświadczonego rywala, by potem w walce wieczoru odklepać pod koniec 1 rundy niepokonanego wówczas oponenta, który nawiasem mówiąc po tej porażce zaliczył 3 zwycięstwa. 2013 niestety kończy się tak samo jak się zaczął, czyli porażką. Cage Wariorrs z numerem 63, przeciwnikiem Słowak z rekordem 24-4, który podczas tego boju na mistrzowskim dystansie 5 rund poddaje Raya w 4 rundzie pojedynku dopisując 25 wygraną do swojego bilansu. Ivan „Buki” Buchinger po tej walce dodaje do niego 3 kolejne skalpy i wszystkie zdobyte w Rosji na galach M-1 Global.

„Braveheart” nie poddaje się i z rekordem 14-5 staje do kolejnych wyzwań w nowym roku. 2014 to 2 walki, które zamykają trylogię napisaną przez Cage Wariorrs. W czerwcu dochodzi do rewanżu z Warburtonem, który kończy się nie jednogłośną decyzją na korzyść Szkota, co doprowadza do remisu między Panami. Po tym mało przekonującym zwycięstwie i otworzeniu tryptyku mistrzowskiego włodarze doprowadzają do zamknięcia tej historii galą w listopadzie 2014. Górą kolejny raz okazuje się Steven Ray, nie zostawiając żadnych złudzeń, komu należy się pas. W 2 minucie 2 rundy poddaje duszeniem zza pleców Curta i udowadnia dobitnie swoją wyższość poprzez 8 poddanie w karierze na tle 16 zwycięstw.

2015 rok jest dla niego z pewnością rokiem wielkiej szansy, którą dała mu kontuzja Saggo. Niestety trafił swój na swego, choć warto zauważyć, że mimo wielu efektownie wygranych walk przez poddanie w wykonaniu Szkota, większość swoich porażek musiał również odklepać, czego nie można powiedzieć o „Bombie”. Marcin Bandel nigdy nie został poddany, samemu czyniąc to 12-krotnie. Ray na pewno ma przetestowany organizm na pełnym dystansie, a nawet dystansie mistrzowskim, natomiast Marcin w swoich wszystkich walkach nie spędził tyle czasu ile Steven podczas 1 walki z Curtem… do tego Steven 4-krotnie dowoził decyzje do końca na swoją korzyść. Tak czy inaczej nie wierzę w to, że ta walka dotrwa do 3 rundy, i na tym powinien skupić się Bandel. Na tym, co wychodzi mu najlepiej. Wyczekać dogodną okazję, obalić i poddać bez sprawdzania swojego cardio i wytrzymałości rywala na pełnym dystansie, bo póki co to nie jego „rejony”. Jestem dobrej myśli i obstawiam zwycięstwo Marcina przez poddanie w 2 rundzie, choć lekko nie będzie na pewno…

Mariusz Olkiewicz

(grafika: Mariusz Olkiewicz/inthecage.pl)