Jak informował wczoraj wieczorem w serii tweetów rozczarowany Jon Jones, UFC nie zechciało podwyższyć stawki za jego przejście do wagi ciężkiej i super fight z Francisem Ngannou. Na pozór jest to dobra informacja, bo mogłaby oznaczać obronę tytułu w kategorii półciężkiej z Błachowiczem, jednak „Bones” tak się zagotował, że na razie nie był chętny na żadną walkę w organizacji! Czy to tylko nerwy i wszystko niebawem wróci do normy?

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Oto co napisał ekspresyjny Amerykanin:

„Zanim jeszcze zaczęliśmy dyskutować o liczbach, UFC nie chciało zapłacić więcej za super fight z Francisem i moje przejście do kategorii ciężkiej. Powiedziałem, że prawdopodobnie mógłbym zarobić więcej na zakupach pay-per-view”.

„To była dobra zabawa, może zobaczymy się za rok lub dwa”.

„Może jak będą gotowi zrobić lepszy biznes, wrócę, do tego czasu zdrowie, fitness i rodzina”.

„Może powinienem był to sformułować inaczej, myślę, że ci goście robią świetny biznes. W tej chwili po prostu sprawy nie idą tak, jakbym chciał”.

Jones odniósł się też do wypowiedzi jednego z użytkowników, który pytał, czy dziedzictwo zawodnika nie jest ważniejsze od pieniędzy?

„Szczerze nie, nie na tym etapie kariery. Mogę przejść na emeryturę dziś. Już wykonałem swoją pracę, dałem tej firmie ponad dekadę rozrywki”.

Do tych burzliwych doniesień odniósł się też drugi potencjalny, a teraz chyba niedoszły bohater super fightu – Francis Ngannou:

„Według mnie UFC nie chce, żeby ta walka z Jonem się wydarzyła albo przynajmniej nie za cenę, której jest warta”.

„Brak walki o tytuł, brak super fightu, kto wie, kiedy będę miał kolejną walkę. Mam nadzieję, że nie za następne 11 miesięcy czy coś. To jest beznadziejne”.

O ile Jones ma aż nadto potencjalnych rywali do walki (obiecany przez UFC nowy pretendent Błachowicz, rewanż po kontrowersyjnej dla wielu decyzji w walce z Reyesem czy po bardzo bliskim starciu z Santosem), o tyle Ngannou jako pretendent do pasa rzeczywiście jest w kropce i musi czekać – o tytuł w wadze ciężkiej po raz trzeci i ostatni mają najpierw zmierzyć się Miocic i Cormier, a temu pierwszemu niekoniecznie śpieszy się do obrony. Przed walką z Rozenstruikiem Ngannou miał ok. 10,5 miesiąca przerwy. Głód walki musi być ogromny – ostatnie cztery pojedynki rozstrzygał na swoją korzyść nokautami w pierwszych rundach, średnio w klatce przebywając jedynie 40,5 sekundy w pojedynczej walce, a Stipe jest pierwszym zawodnikiem, który przypisał mu porażkę do rekordu w UFC.

Źródła: Jon Bones Jones/Twitter, Francis Ngannou/Twitter