Za nieco ponad dwa miesiące będziemy świadkami największej walki w historii KSW – Mamed Khalidov podejmie Mariusza Pudzinowskiego. Poszczególni zawodnicy mają różną optykę na tę walkę, a jak widzi ją Marcin Różalski?
Popularny „Różal” oczywiście w przeszłości miał okazję rywalizować z Mariuszem Pudzianowskim (17-7). Doszło do tego w maju 2016 roku, przy okazji gali KSW 35. Ba, Marcin Różalski (7-4) nawet zwyciężył w tym pojedynku przez poddanie, więc jak mało kto wie, w jaki sposób można go pokonać. O swoich przemyśleniach na temat zbliżającej się konfrontacji byłego strongmana wraz z Mamedem Khalidovem (35-8-2), opowiedział w rozmowie z naszym portalem.
Mamed jest innym zawodnikiem, niż Michał. Materla przeważnie bardziej jest w ciasnej gardzie, na kiwce i idzie w bójkę. Mamed jest jak satelita, skacze, obskakuje, obchodzi, i tak dalej. Myślę, że walka Michała z Pudzianem pokazała, że nie należy robić tego samego błędu. Mariusz jest raczej zawodnikiem takim, który się buja na boki, ma bardzo dynamiczne wejścia w nogi, ale ma dziurawą obronę. Mamed znowu bardzo jest celny, jakby widział walkę w trójwymiarze. Doskok, odskok. Wiek tu nie gra roli, bo Mamed jest dwa lata młodszy od Mariusza. Oczywiście zawsze jest margines tego, że w stójce Mariusz machnie i trafi na przykład na odejściu. Ja mówię jak ja to widzę. W stójce moim zdaniem nie ma żadnych szans. Kiedy Mariusz przewróci Mameda i Mamed będzie na plecach to co mu zrobi? Nie ma opcji, żeby poddać. Wyślizgnie się i ucieknie. Ja uważam, że Mamed wygra i bym chciał, żeby wygrał. Jest moim bliższym kolegą i oto cała historia.
Zobacz także: Pudzianowski twierdzi, że nie chce walczyć z De Friesem o pas? Różalski: „Dla mnie to są brednie!”
Warto pamiętać, iż Khalidov wraca do okrągłej klatki po ciężkim nokaucie, który Roberto Soldic (20-3) zafundował mu w grudniu minionego roku. Niektórzy zwracają uwagę, iż były czempion kategorii średniej może mieć przez to pewnego rodzaju blokadę, natomiast czy tak faktycznie będzie? O tym przekonamy się 17 grudnia, podczas gali w gliwickiej Arenie.