(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)
Początkowo chciałem w tym artykule umieścić wszystkich Polaków aktualnie zakontraktowanych w UFC oraz mających za sobą debiut, ale po pierwsze są to 4 różne historie, a po drugie z szacunku do zawodników odniosę się do każdego z osobna. Realnie wolałbym wcale nie mieć tematu do rozpisywania się, lecz niestety ostatnie walki Polaków w UFC dają powód do tego, aby zastanowić się czy przypadkiem nie zobaczymy ich jeszcze tylko raz podczas gal największej federacji MMA na świecie.
Przyjęło się nieoficjalnie, że druga porażka z rzędu na poziomie poniżej TOP 20 UFC jest najczęściej równoznaczna ze zwolnieniem z federacji włoskich braci. Zdarza się, że zawodnicy wylatują już po pierwszej porażce, gdy zdarzy się ona podczas debiutu, i praktykuje się również utrzymywanie zawodników z rekordem w UFC na poziomie 1-2. Łagodniejsze traktowanie dotyczy przede wszystkim Amerykanów i/lub zawodników o wysokiej popularności, przyciągających kibiców swoim stylem walki albo kontrastowym w stosunku do reszty stylem bycia. Sytuacja Piotrka zdecydowanie najbardziej napawa mnie optymizmem, jeśli chodzi o zwolnienie po ewentualnej drugiej porażce z rzędu. Polak przegrywał, podniósł się i poddał w Brazylii Brazylijczyka, który nie był debiutantem, jakby tego było mało zgarnął bonus za poddanie wieczoru, a sam Dana White w ten sposób skwitował to na twitterze: „Wow!!! Great comeback by Hallmann”. W związku z powyższym przegrana na punkty z Alem Iaquintą nie powinna być początkiem końca dla „Płetwała”, ale doskonale wszyscy wiemy od czego to zależy. Jeśli Polak przegra przez KO w pierwszej rundzie albo da się poddać jak dziecko, to z pewnością będzie musiał szukać nowego pracodawcy, natomiast, jeśli Hallmann stoczy 3-rundową batalię niczym Sanchez z Melendezem, to o swoją przyszłość w UFC powinien być względnie spokojny.
Wiem, że wydźwięk tego tekstu jest negatywny, bo opisuję sytuację Piotrka jakby on już przegrał ten pojedynek, ale chciałbym poznać wasze zdanie na temat przyszłości zawodnika z Mighty Bulls Gdynia. Yves Edwards to zawodnik do przejścia dla Polaka, i na oko to on w tej chwili jest bliżej zwolnienia ze względu na to, że z ostatnich 3 walk wygrał 0, a porażka z rąk młodego, zdolnego „świeżaka” prawie na 100% pożegna go z najsłynniejszym oktagonem MMA. Wg mnie faworyta nie ma, obu grunt pali się pod nogami, i jak zwykle wygra ten bardziej zmotywowany, przygotowany na wszystko, z chłodną głową i realizujący krok po kroku swój game plan, co w MMA jest niezwykle trudne. Ja uważam, że szanse są 50/50, i nie mam żadnych przeczuć, co do werdyktu poza jednym, to na 99% jest walka o być albo nie być dla jednego i drugiego. 7 Czerwiec 2014, UFC Fight Night: Hallmann vs Edwards – trzymajmy kciuki.
Mariusz „Dooży & Grooby” Olkiewicz