Michał Oleksiejczuk zaliczył wczoraj udany powrót do klatki UFC, ale przyprawił też swoich fanów o palpitacje serca, bo walka z Modestasem Bukauskasem była bardzo wyrównana i do momentu ogłoszenia decyzji sędziów trudno było orzec, kto zgarnie zwycięstwo.
Z udostępnionych nam przez UFC kart punktowych starcia z udziałem Polaka wynika, że sędziowie punktowi nie byli zgodni tylko w przypadku oceny pierwszej rundy – Tony Weeks i Ron McCarthy przyznali za nią po 10 punktów Michałowi, a Eric Colon widział wygraną Modestasa.
Oleksiejczuk, który wszedł do oktagonu po ponad rocznej przerwie od poprzedniego występu, dał solidną, dynamiczną walkę. Był stroną atakującą, wywierającą presję i idącą ciągle do przodu. W przerwie po pierwszej rundzie, jego trener – Mirosław Okniński – wyraził swoje zadowolenie z postawy podopiecznego i doradził, aby kontynuował ofensywę. Tymczasem w drugiej odsłonie Bukauskas odnalazł swój rytm i zaczął celniej trafiać i jeszcze mocniej kopać, aby budować bezpieczny dla siebie dystans. Tę rundę Litwin bezsprzecznie wygrał, również na kartach sędziowskich. I tak, w trzeciej odsłonie zmęczony już dosyć Oleksiejczuk nie odpuszczał i choć coraz częściej inkasował ciosy na głowę, nadal parł do przodu, celując w wątrobę rywala. Raz udało mu się trafić tak mocno, że Modestas aż skulił się z bólu. Kto wie, czy nie zobaczylibyśmy skończenia przed czasem, gdyby Polak poszedł za ciosem.
Zobacz także: UFC 260: Miocic vs. Ngannou 2 – wyniki gali z udziałem Oleksiejczuka. Zmiana na tronie wagi ciężkiej
Celność i kontrola oktagonu zostały ponownie docenione przez sędziów punktowych, którzy jednogłośnie ocenili ostatnią rundę na korzyść Polaka. W efekcie całe starcie wygrał Michał niejednogłośną decyzją, przy łącznej punktacji 29-28, 28-29, 29-28.
źródło: UFC