(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

Gala UFC 181. To właśnie na niej zmierzą się dwaj świetnie zawodnicy jakimi są Robbie Lawler i Johny Hendricks. Warto jednak nieco wybiec w przyszłość i zwrócić uwagę na to co nastąpi po ów pojedynku.  Jak wiemy już, Rory McDonald zmierzy się ze zwycięzcą tej walki na gali w Kanadzie.

Rory McDonald nie przegrał od 3 ostatnich walk, co jest dość przyzwoitym bilansem  sugerując się samymi statystykami a także nazwiskami z jakimi miał do czynienia w oktagonie młody Kanadyjczyk. Czy UFC i kroki Dany White’a są jednak tak czysto sportowe i bez wahania można stwierdzić, że to właśnie „Ares” jest bezsprzecznie najlepszym i jedynym zawodnikiem który już na dany moment zasłużył na walkę o pas? Skupmy się na drugiej stronie medalu. Od 2012 roku i pamiętnej pacyfikacji BJ Penna Rory McDonald na 6 walk stoczonych w UFC tylko jedną zwyciężył przed czasem. Z cała pewnością można określić to jako przemyślane i konsekwentne stosowanie się do planu walki, można też to porównać do zwycięstw jego rodaka GSP, który pomimo efektownych walk rzadko kończył je przed czasem, praktycznie nigdy.  Jednak jeśli chodzi o głównego bohatera gali w Montrealu i obraz walk jakie stoczył można zarzucić naprawdę wiele wspominając zwłaszcza pojedynek z Demianem Maią, który od drugiej rundy przypominał jednego z członków hordy serialu „The Walking Dead” a mimo to Rory nie był w stanie tego wykorzystać kończąc pojedynek w mgnieniu oka, do czego mógł doprowadzić bez najmniejszego problemu.

Wszystkie te gorzkie wspomnienia można zatrzeć ostatnim pojedynkiem który „Ares” wygrał przed czasem. Tylko czy zwycięstwo Kanadyjczyka nad Tareciem  Saffiedinem było dla kogoś niespodzianką? Czy sam pojedynek był wielce wyczekiwany i wzbudzał bezsenność wśród fanów MMA na świecie? Jedyne co samoistnie przychodzi na myśl to fakt, że „Sponge” mógł być nisko zawieszoną przeszkodą na torze naczelnego hipstera UFC (bez złośliwości) jakim jest McDonald, mając na celu zapewnienie mu realnego a nawet przewidywalnego zwycięstwa które zbliży Kanadyjczyka do walki na własnym podwórku. Całą sytuacje można porównać do sytuacji jaka miała miejsce kilka lat temu w polskich skokach narciarskich po odejściu Adama Małysza. Oglądalność spadła, nadzieja pojawiła się w następcy Kamilu Stochu a gdy do tego dochodził konkurs w Zakopanem serce kibiców na nowo biły mocniej. Choć obie dyscypliny są skrajne, właśnie taką jedyną nadzieją na wypełnienie luki po odejściu ostatniego mistrza kategorii półśredniej i ponownego zwiększenia zainteresowania a suma summarum dochodów na kanadyjskiej ziemi ma właśnie walka Rorego. Czy UFC się uda? Na to pytanie jest wiele odpowiedzi i interpretacji natomiast warto pamiętać jak sprzedawały się walki Andrzeja Gołoty jako ostatniej nadziei białych wielkiego come backu i sprzedawałyby się nadal bez  patrzenia wstecz.

 

Michał Golenia