(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

6 grudnia w Krakowie ma dojść do pojedynku na który swego czasu czekała cała Polska interesująca się MMA. Na przeciw siebie mają stanąć najlepszy strongman wszechsukcesów – 5 krotny mistrz świata – Mariusz Pudzianowski oraz najlepszy polski judoka, jedyny nasz reprezentant w legendarnej organizacji Pride FC – Paweł Nastula.

Ta walka, gdyby odbyła się kiedy pierwotnie o niej się zaczęło mówić – w roku 2009 miałaby niewątpliwie większy sens niż będzie to miało w tym roku. Pudzian, z pompowanym przez KSW rekordem, pod okiem Piotra Jeleniewskiego może i zrobił postęp, z freak fightera stał się niczym innym jak przeciętnym zawodnikiem MMA. Nie jestem jego fanem, ale stoczył 11 walk w formule MMA, ma rekord 7-3 i 1 NC pokonał w swoich 2 ostatnich walkach kompletnie nie przygotowanego Seana McCorkle oraz słabo wyglądającego Oli Thompsona niemniej obaj to zawodnicy mający przeszłość w UFC.
Paweł Nastula na swoim koncie ma stoczonych 10 walk. Jak różni to jednak przeciwnicy i czasy w porównaniu z Pudzianem. Mariusz debiutował przeciw Marcinowi Najmanowi a Paweł swój debiut zaliczył 26 czerwca w Saitama Super Arena podczas gali Pride FC Critical Countdown 2005 w starciu przeciwko Antonio Rodrigo Nogueira – ówcześnie jednemu z najlepszych zawodników MMA na świecie. Paweł przegrał swój debiut ale stanął w tej walce naprzeciw zawodnika, który umiejętnościami zjadał wszystkich dotychczasowych rywali Pudziana. W swojej ostatniej walce Paweł Nastula uległ przez TKO Karolowi Bedorfowi.

Po ogłoszeniu tej walki na grudzień pojawiło się małe zamieszanie. Jaki to ma sens po za marketingowym, jakie szanse ma Paweł na wygranie Pudzianem (o ironio) i czy zwycięzca tej walki zawalczy o pas.

Z mojego punktu widzenia, sportowo ta walka nie ma sensu. Paweł Nastula to wielki wojownik i starcie z kimś takim jak Pudzian nie jest mu potrzebne. Ewentualna porażka zostawi wielka plamę na nazwisku tak zasłużonym dla polskiego sportu. Osobiście wierzę, że współpraca Pawła z Trenerem Mirosławem Oknińskim przyniesie wymierny efekt w postaci zwycięstwa przed czasem Pawła Nastuli. Pudzianowski jest silny fakt, rozwinął się, fakt ale nigdy nie będzie fighterem pokroju Pawła Nastuli.

Co ze zwycięzcą ? Paweł Nastula zapowiedział, że na 99 % kończy karierę po tym pojedynku. Głęboko wierzę, że odejdzie w chwale zwycięzcy. Natomiast co  w przypadku wgranej Pudziana ? Prawdopodobnie walka o mistrzowski pas KSW z Karolem Bedorfem. Brzmi jak niesmaczny dowcip ale człowiek, który był machiną marketingową  federacji może w 2015 roku mieć na swoich biodrach jej pas mistrzowski. Jeśli do czegoś takiego by doszło jak walka o nic nie znaczący w świecie MMA pas KSW i wygrałby ten pojedynek Pudzian można śmiało powiedzieć, że to koniec KSW jako sportowej organizacji. I nie piszę tego dlatego, że nie mam szacunku dla Mariusza Pudzianowskiego. Tylko człowiek budujący karierę tak jak on nie powinien walczyć o taką stawkę. Jasne można porównać to do UFC i sytuacji z Brockiem Lesnarem. Tylko nie zapominajmy, że Lesnar jest świetnym zapaśnikiem, wygrywającym międzystanowe zawody a Pudzian przed KSW trenował karate a jaki jest w Polsce poziom karate wszyscy doskonale wiemy.