Jan Błachowicz o UFC Gdańsk, walce z Jurasem i powrocie do KSW

źródło: facebook / Jan Blachowicz

Janek Błachowicz, którego polscy (i nie tylko) fani będą mogli zobaczyć na żywo już 21 października w Ergo Arenie w Gdańsku, był gościem radia ZET.

Jan Błachowicz rozmawiał z RadioZET.pl z okazji jego zbliżającej się walki na gali UFC w Gdańsku z Devinem Clarkiem. Cieszyński Książę w tym ciekawym wywiadzie porusza też tematy życia prywatnego, freakfightów, powrotu do KSW i… ewentualnej walki ze swoim przyjacielem i szwagrem, Łukaszem Jurasem Jurkowskim.

Dla tych, którzy wolą poczytać wywiad, niż przesłuchać,podrzucamy cały zapis rozmowy:

ANDREAS NICOLAIDES: Do gali i Twojej wali z Devinem Clarkiem pozostają jeszcze dwa miesiące, ale Ty ciężko trenujesz. Wiem, że tuż po naszej rozmowie idziesz na trening. Jak idą przygotowania? Jak forma na te kilka tygodni przed walką?
JAN BŁACHOWICZ: Tak jak powiedziałeś. W treningu jestem od 4 tygodni, dość mocnym. Wakacje już wypociłem. Na dzień dzisiejszy jest OK, ale to nie jest jeszcze szczytowa forma. Na ten moment jednak bardzo dobrze.

Często spotykam się z takimi opiniami, że „za te pieniądze to i ja bym wyszedł, dał się obić. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężki jest to sport, jak długa drogę trzeba przejść, aby dość do miejsca, w którym jesteś dziś Ty.
No tak, to jest ciężki kawałek chleba. Ludzie widzą 5-15 minut – zależy, ile walka trwa – pyk, ręka do góry, wszystko fajnie, kolorowo i wszyscy się cieszą, a tak nie jest. To jest naprawdę dużo potu i czasami krwi wylanej na treningach, to jest okraszone kontuzjami, bólem. Traci na tym rodzina, życie prywatne. Aby spotykać się ze znajomymi, iść na dyskotekę. Kiedy oni w sobotę się bawią, ja śpię, muszę się regenerować, żeby przepracować mocno następny tydzień. Ale tak jak powiedziałeś, „wyjść, dać się obić” – to jest proste. Ale trzeba też mieć jakiś swój honor i zrobić to profesjonalnie.

Powiedziałeś, że cierpi na tym twoje życie prywatne, rodzina. Powiedz, jak wygląda życie zawodnika MMA. Ile godzin dziennie trenujesz? Czy w treningu jesteś cały rok? Czy masz okresy, kiedy luzujesz, a potem kiedy tylko przed walką się spinasz i trenujesz najmocniej?
Są etapy. Są okresy startowe, roztrenowanie, jest też wypoczynek. Ogólnie – tak jak teraz – jestem przed walką – okres startowy. Cały dzień jest podporządkowany treningom. Trenuję dwa razy dzienne – rano i wieczorem, to jest od 1,5 do 2 godzin.

Razem 4 godziny treningu.
Tak, do tego dochodzi jedzenie, spanie, regeneracja. To jest tak samo ważne. Dużo ludzi o tym zapomina. Odpoczynek jest tak samo ważny jak trening. Trzeba się zregenerować, aby mieć siłę na następny trening. Jedzenie też – wszystko jest dostosowanie pod trening. To, że tu jestem, to też dlatego, że trening mam na 11.00, więc mogę przyjechać wcześnie rano. Za to musiałem wstać wcześniej, co zaburzyło mi rytm, bo nie dospałem tych dwóch godzin, które powinienem dłużej spać. To wszystko musi być poukładane. Okresy po walce? Zawsze trzeba się roztrenować, złapać głód treningu. Ja mogę powiedzieć za siebie – po walce nie robię nic praktycznie, zero aktywności fizycznej. Po tygodniu zaczynam się ruszać, ale to jest inna forma – basen, rower, góry, żeby jeszcze nie wchodzić na salę treningową, a po dwóch tygodniach zaczynam się pojawiać na sali, ale to nie są ciężkie treningi – technika, eliminowanie błędów po walce, trenowanie słabszych aspektów, ale na spokojnie. A potem znów jest okres startowy i się podkręca to tempo.

Mówiłeś też o życiu prywatnym, rodzinnym. Ja na przykład ze swoją partnerką na miesiąc przed walką żyjemy nie w związku, a jak lokatorzy. Na przykład muszę ściąć dużo wagi. Walczę w kategorii 93 kg, a ważę ze 103-104 kg.

To jeszcze dużo przed Tobą.
No, dużo. A ja lubię jeść. I to bardzo. Później, jak są do ścinania ostatnie kilogramy, to wszystko mnie denerwuje i lepiej się do mnie nie odzywać. A imprezy, wyjazdy, ktoś cię zaprasza… Ty mówisz „nie”, bo musisz trenować.

Twoja walka to najwyższy poziom sportowy, a co sądzisz o freakfightach, walkach z udziałem Popka czy Hardkorowego Koksa? Z jednej strony to buduje popularność MMA, przyciąga kibiców, z drugiej niektórzy kibice mają pretensje, że zamiast walk profesjonalnych zawodników oglądają starcia celebrytów. Jaki masz to tego stosunek?
Kiedyś miałem strasznie negatywny, ale zmieniłem swoje podejście, bo zobaczyłem że gdyby nie te walki, bylibyśmy dalej sportem niszowym, a teraz jesteśmy na topie. Dzięki tym walkom – jak powiedziałeś – ci ludzie przyciągają tych, którzy nie wiedzą, czym jest MMA. Niektórzy zostaną, żeby oglądać tylko te freakfighty, ale duża część z nich zobaczy i powie „ej, to jest fajny sport”, i zacznie oglądać nas – prawdziwych sportowców. Dzięki nim też możemy zarabiać większe pieniądze, więcej ludzi będzie nas oglądać, więcej ludzi będzie kupować bilety i PPV. Gdzieś to się wszystko zazębia. A z drugiej strony… masz na przykład osiem czy dziesięć walk na gali, z czego dwie są freakfightami, a osiem typowo sportowymi, więc przewaga sportu jest większa. A jeśli komuś nie pasuje, to najnormalniej w świecie może wyjść, przygotować coś do jedzenia, czy pójść kupić piwo, jeśli ogląda na żywo.

Ty jeszcze – mamy wszyscy nadzieję – nie jesteś na końcowym etapie swojej kariery, ale czy rozważyłbyś propozycję takiego freakfightu, za dobre pieniądze oczywiście. Teraz czy później, przemyślałbyś to?
Jak powiedziałeś, nie jestem jeszcze na końcu kariery. Może kiedyś, dla czystej zabawy, śmiechu. Na dzień dzisiejszy raczej nie, ale nigdy nie mów nigdy.

Muszę Ci zadać to pytanie, bo myślę, że jest bardzo ciekawe, przynajmniej dla mnie. Taki freakfight – Ty kontra Łukasz „Juras” Jurkowski.
(śmiech) Słuchaj, wydaje mi się, że ja i „Juras” nie mielibyśmy z tym problemu. Kiedyś ktoś mnie pytał o walki przyjaciół, kolegów. Ja dwa razy bilem się ze swoim przyjacielem z klubu, nie mieliśmy z tym problemu. Dla mnie to jest praca, przyjemność. Przychodzimy, walczymy, a po walce idziemy razem na piwo.

Małe typowanie. Kto by wygrał? Dałbyś mu radę, czy…
Remis by był.

Wróćmy do gali UFC. Wracasz do Polski po dwóch latach. Ostatnio walczyłeś w Krakowie w 2015 roku. Walka przed własną publicznością, to motywuje Cię dodatkowo? Czy może wyłączasz się z tego wszystkiego i koncentrujesz się tylko na klatce?
W momencie samej walki staram się koncentrować na przeciwniku, aby wykonać swoją robotę jak najlepiej. Ale jest to fajne, że znowu będę walczył w Polsce, bo podczas walki wsparcie kibiców dochodzi. Mam nadzieję, że będzie głośno, że kibice będą wspierać nie tylko mnie, ale też innych Polaków, którzy będą tam walczyć. Jest to dodatkowa motywacja, mnie to motywuje, nie blokuje. Cieszę się z tego, że UFC wraca do Polski i znów zawalczę przed własną publicznością.

Ostatnią walkę w Polsce niestety przegrałeś…
Musiałeś przypomnieć? (śmiech)

Teraz będziesz chciał zrehabilitować się kibicom, ale też udowodnić coś samemu sobie.
Ważniejsze jest to, żeby udowodnić coś sobie, że moje porażki to wynik błędów, zmian, na siłę których nie powinienem robić, że to nie koniec mojej przygody. Teraz będzie ten moment, gdzie się odbiję i znowu wszystko się zacznie układać jak powinno, że limit pecha już wyczerpałem. Poza tym znudziło mi się przegrywanie!

Twój rywal Devin Clark ma zdecydowanie mniej walk na koncie – 9 przy Twoich 26. Przewaga doświadczenia po Twojej stronie. Masz już taktykę na tę walkę? Będziesz chciał kończyć szybko czy na dłuższym dystanse?
Mamy już z trenerem taktykę opracowaną, ale często to się zmienia podczas walki. Walczy się też tak, jak rywal pozwala. Teraz może być całkiem innym przeciwnikiem niż w poprzednich walkach, więc mamy przygotowanych kilka zagrań, ale najlepiej byłoby skończyć jak najszybciej. Piękny nokaut, bonusik za nokaut wieczoru i świętować. (śmiech) Ale będę przygotowany na 15 minut prawdziwej „oktagonowej wojny”.

Co zawodnikowi MMA daje większą satysfakcję – skończenie rywala w kilkanaście sekund, czy zwycięstwo po morderczej walce, na pełnym dystansie? Chodzi mi o to, czy w przypadku walki trwającej kilkanaście sekund otrzymasz odpowiedź, że dobrze przepracowałeś trening.
Ciężko powiedzieć. Dla zawodnika, jeśli szybko skończysz walkę, nie cierpisz zdrowotnie, wszystko się kończy fajnie, szybko. Ale też każdy zawodnik – tak mi się wydaje – chciałby mieć właśnie taką walkę, że krew się leje, jest na styku, i się mówi o niej przez dekady. I oczywiście wygrywasz! Czy jest to odpowiedz? No jest – byłem lepiej przygotowany przeczytałem swojego przeciwnika, byłem szybszy, trafiłem, znokautowałem, wygrałem. Wiele ludzi myśli, że szczęście, bo trafił. Nie, to kwestia przygotowania, odpowiedniego wyczucia. Nokaut zawsze smakuje najlepiej.

Powiedziałeś niedawno, że w Twojej ostatniej walce wszystko było dobrze, ale zabrakło paliwa. To znaczy, że teraz bardziej koncentrujesz się na przygotowaniu fizycznym?
Tak. Chociaż tam – mówię w każdym wywiadzie – jeszcze nie chcę zdradzać, gdzie – jak podejrzewam – był ten błąd. Wydaje mi się, że – jak zetnę wagę, a ważymy się dzień przed galą, trzeba się naładować energią. I to było zepsute, właśnie to ładowanie paliwa. To, co miało być w walce, zostało na rozgrzewce. Myślę, że to będzie kluczem do tego, aby paliwa teraz nie zabrakło.

Zahaczmy trochę o Twoją przeszłość. Wiem, że byłeś bramkarzem – ochroniarzem w klubie. I to w wieku 16 lat. Miałeś tam kilka sytuacji, w których musiałeś wykazać się swoją siłą czy umiejętnościami nabytymi na treningach, bo już wtedy trenowałeś. Od kiedy trenujesz sporty walki?
Od zawsze. To znaczy ja poszedłem na judo w trzeciej klasie podstawówki. Jeżeli pracujesz na dyskotece, ludziom czasami po alkoholu włącza się nieśmiertelność. Wiadomo, że trzeba czasami użyć siły fizycznej, skłamałbym, że tak nie było. Ale nie chodzi o to, że biłem ludzi – zwykle jakieś obezwładnienie i wyprowadzenie z lokalu.

Ale to też – wydaje mi się – wpłynęło na Twój charakter. Czy może miałeś jeszcze jakieś sytuacje, które ukształtowały Twój charakter jako sportowca?
Ogólnie charakter kształtuje na Tobie sama sala. Treningi, związana z tym dyscyplina, to że jesz zdrowo, śpisz, nie chodzisz po nocach, odstawiasz alkohol – na pewno gdzieś ta praca mocno.

Powiedziałeś też kiedyś takie fajne zdanie, że był to dla Ciebie dodatkowy trening.
Dodatkowy trening? Gdzieś tam wykorzystywałem to, co poznałem na treningach. To mnie utwierdzało w tym, że to działa. Obalenie, wejście w nogi dźwignia (śmiech).

Czy było coś takiego, co skłoniło Cię do tego, aby pójść w stronę sportów walki?
Zawsze lubiłem trenować, rywalizację z kolegami na podwórku. Większość z nas trenowała jakiś sport. Taką mieliśmy paczkę. Miałem też taki okres w życiu, że bardzo chciałem iść do wojska, ale wtedy już poważnie trenowałem, Zdobyłem pierwszy medal na zawodach i mi się strasznie odmieniło. Stwierdziłem, że jednak nie będę żołnierzem, a sportowcem.

Piłka nożna, siatkówka, koszyków, to nie sporty dla Ciebie. Jesteś indywidualistą?
Ale lubię zagrać czysto rekreacyjnie. Lubię w siatkę, piłkę… Kosza nawet jakiś czas trenowałem.

Gdybyś miał trenować zawodowo, nie chciałbyś, aby czyjaś zła postawa zaważyła na Twojej porażce?
Wiesz co, nie wiem. Nie myślałem o tym. Ogólnie szanuję każdego sportowca, który trenuje, walczy o lepsze życie dla siebie, rodziny, ale jakoś indywidualni sportowcy wzbudzają we mnie większy szacunek.

Wyłapałem gdzieś taki cytat… Powiedziałeś kiedyś, że trenowanie sportów walki jest o wiele większym wysiłkiem n trenowanie sportów drużynowych.
Już nie pamiętam, żebym coś takiego powiedział. Nie wiem, musiałbym wrócić na trening piłki i zobaczyć, jak to wygląda. Chodzi o to, że grając mecz – nie jesteś w formie, nawet pochlałeś tydzień czy dwa dni wcześniej. Ok, schowasz się za dziesięciu kolegów i jakoś ten mecz przebiegasz, a ja, jak nie zrobię formy, to dostanę po głowie i nie schowam się za nikogo. Ja dostaję, mnie to boli i ja cierpię. To jest chyba ta różnica, o której gdzieś tam mówiłem. Nie masz formy w sporcie drużynowym, Twoi koledzy mają i dociągniecie wynik. Ja niestety jestem sam, ja i moje ręce.

Jesteś wielkim przeciwnikiem stosowania dopingu w sporcie?
Przeciwnikiem? Inaczej. Albo wszyscy, albo nikt. Bardziej tak bym to potraktował. My w UFC jesteśmy badani przez komisje jak olimpijczycy, więc u mnie automatycznie to odpada. Jakieś zawieszenie na dwa lata czy kara finansowa… Wiadomo, że zdarzają się wpadki, ludzie próbują oszukiwać. Dla mnie to jest słabe po prostu. Albo jesteśmy fair wobec siebie i biorą wszyscy, albo nie bierze nikt. Bo o dopingu jest błędne myślenie, jeżeli ktoś to robi z lekarzem, mądrze,pod dozorem specjalisty, to nie jest to wcale niebezpieczne.

Gala UFC w Gdańsku cieszy się dużym zainteresowaniem, pomimo że zostały do niej jeszcze dwa miesiące, to większość biletów jest już wyprzedana. Ty w KSW debiutowałeś 10 lat temu i przez te 10 lat drastycznie wzrosło zainteresowanie MMA w Polsce. Jak Ty to odczuwasz?
Właśnie dzięki m.in. tym freakfightom ludzie nauczyli się tego sportu. Zobaczyli piękny sport i chcą go oglądać. Jest po prostu piękna, wszechstronna walka. Każdy znajdzie coś dla siebie – parter, zapasy uderzenia.

Na koniec pytanie, na które odpowiedź chciałoby poznać wielu kibiców MMA w Polsce. Wiem, że kontrakt z UFC masz jeszcze na 3 walki. Ale czy jest możliwć, że wrócisz jeszcze do KSW? Czy kibice mogą mieć nadzieję?
Chciałbym walczyć jak najdłużej dla UFC. Nigdy nie mówi się nigdy. Nie wiem, jak moje życie się potoczy,co się wydarzy. Niech będzie tak, że kończę karierę jako mistrz UFC, z pasem!

I tego Ci życzę, tak samo jak zwycięstwa w Twojej najbliższej walce na gali UFC w Gdańsku. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.

 A tutaj WYWIAD do posłuchania

 

źródło: sport.radiozet.pl