Przed nami potencjalnie najciekawszy sezon Contender Series z dotychczasowych, a na pewno najbardziej międzynarodowy. Zobaczymy zawodników z niemal każdego zakątka świata, sporo Europejczyków, którzy często pojawiali się tam tylko okazjonalnie. Zapraszam na cykl, w którym pokrótce będę omawiał każde wydarzenie DWCS, przedstawiał swoją optykę na pojedynki, zawodników oraz to czy zasłużyli oni sportowo, aby się tam znaleźć.

Wciąż pozostało sporo niewiadomych na dalsze gale, ale widać tendencję, że UFC daje szanse Rosjanom (których główne problemy dotyczą wiz) oraz wielu innym Europejczykom.

Już pierwszy event, który odbędzie się w nocy z wtorku na środę nie obył się bez przetasowań. Na kilka dni przed walką wypadł pierwszy przeciwnik Łukasza Brzeskiego (8-1-1), czyli Lorenzo Hood (12-4), a mający go zastąpić Dylan Potter (10-5) ma koronawirusa i najpewniej walka odbędzie się 14 września. Nie zobaczymy też jednego z najbardziej wyczekiwanych nazwisk, czyli Khuseina Askhabova (23-0) . Z powodów zdrowotnych wycofał się Vinicus Salvador (12-4). Przejdźmy jednak po kolei do poszczególnych starć.

205 lb: Azamat Murazkanov (9-0) vs. Matheus Scheffel (14-6)

Azamat Murzakanov już raz był w UFC. Miał walczyć w 2017 roku, ale pojawiła się kontuzja, potem zawieszenie za niedozwolone środki i ostatecznie nawet nie zadebiutował. Wygrał dwa pojedynki na Brave, od blisko dwóch lat nie walczył, a teraz ponownie dostaje szansę dostania się do UFC. To bardzo agresywny zawodnik nieustannie nacierający ciosami i mimo swojego niezbyt okazałego wzrostu (179 cm) jest w stanie dobrze skontrować czy bezpardonowo ruszyć na przeciwnika. Ma duże walory siłowe, które pozwalają mu pracować zapaśniczo łapiąc w pół oponenta i wywracając. Kilkukrotnie kończył rywali brutalnym ground and pound. W bardzo przekonywujący sposób odprawiał m.in. Andre Muniza (21-4) czy Mohammeda Fakhredinne’a (14-4). Zdecydowanie jest to zawodnik zasługujący na szansę.

Jego rywalem będzie niezbyt wyróżniający się striker w osobie Matheusa Scheffela. Brazylijczyk również od blisko dwóch lat nie toczył pojedynków. Ma przyzwoity arsenał kickbokserski, sprawnie kopie, ale raczej daleko mu do standardów UFC. Nie ma praktycznie żadnych mocnych zwycięstw na koncie, a kilka porażek wcale nie z tuzami tego sportu. Z racji na ubogość dywizji półciężkiej lub ciężkiej organizacja nieraz bierze kogo popadnie, ale tutaj powinna zwyciężyć oktagonowa agresja Azamata Murzakanova, którego wyraźnie faworyzuję.

145 lb: Diego Lopes (19-3) vs. Joanderson Brito (11-2-1)

Potencjalnie najciekawsza walka pierwszej edycji. Dwóch szalenie energetycznych zawodników, którzy łącznie na 30 zwycięstw aż 27 odnieśli przed czasem.

Pierwotnie z Brito miał się zmierzyć owiany już wręcz legendą Khusein Askhabov, ale wypadł przez problemy wizowe. Zastępstwo jest godne, bo wskakuje Diego Lopes wielokrotnie anonsowany przez zagraniczne media na zawodnika, który powinien być w UFC. Poza krótkim, niezbyt udanym epizodem w ACB zwojował dużą część meksykańskiej sceny zdobywając pasy Lux Fight League, XFL oraz JFL. Jest to typ solidnie poukładanego w stójce grapplera, który dużo kopie, często opiera ciężar na nodze zakrocznej zostawiając sobie pole do odskoku lub zejścia do boku. Jest uważny w defensywie nawet przy ostrzejszych szarżach. Ma świetne poddania zarówno z dołu jak i z góry. Warto obejrzeć konfrontację z Masio Fullenem (14-8) i Marco Beltranem (16-7).

Joanderson Brito jest jeszcze bardziej agresywny. W stójce to wręcz furiat wielokrotnie wdający się w prawdziwe awantury zaganiając rywala pod siatkę. Rozpuszcza ręce będąc bardzo narażonym na kontry, ciosy są też dużo mniej techniczne, a bardziej szalone, na urwanie głowy. Podobnie jak Lopes ma świetny grappling, a także umiejętność kontrowania prób zapaśniczych. W obszarze tychże kontr należy obejrzeć walkę z Jose Zarauzem (22-8-1) gdzie praktycznie za każdym razem sprawlował atak Peruwiańczyka i lądował z góry, gdzie też nie szczędzi razów oponentowi. Ma skuteczne poddania, ale dużo bardziej klasyczne (gilotyna, duszenie zza pleców). To może być niezwykły spektakl oparty na wściekłej agresji stójkowej  i kotle parterowym, ale wydaje się, że więcej argumentów przemawia na korzyść bardziej wyrachowanego, ale wciąż niezwykle efektownego Diego Lopesa. Problemem może być krótki czas na przygotowanie i odnalezienie się będąc pod potężną presją Brito. Kandydat na FOTN, idealna walka na DWCS

170 lb: AJ Fletcher (8-0) vs. Leonardo Damiani (10-2-1)

Jeżeli w przypadku Daniela Skibińskiego problem z dołączeniem do UFC dotyczy czegoś innego niż sprawy wizowe/proceduralne to naprawdę słabo. Zarówno Amerykanin jak i Włoch dla „Skiby” powinni być mięsem armatnim. W przypadku Amerykanina chyba głównym motywatorem jest narodowość i częstotliwość walk. Wiadomo, ze to nie zawsze jest wymierne jak pokazuje przykład Chikadze, ale Fletcher obijał tylko i wyłącznie lokalnych dostawców rekordu. Trudno w zasadzie wyróżnić styl Amerykanina i jego mocne strony, bo walczy z workami treningowymi. Bazując na amatorskim starciu z Dennisem Hughesem (6-3) można wywnioskować, że lubuje się w soczystych sierpach w kontrze jak i przy wywieraniu presji, a także wysokich kopnięciach, którymi już nieraz podłączył oponenta. Poza tym raczej obala za dwie nogi i w parterze rozbija lub poddaje. Absolutnie nie zabieram mu umiejętności czy szansy na duże osiągnięcia w MMA. Po prostu znacznie mniej imponujące jest wygrywanie nad zawodnikami, którym w większości średniej klasy grappler byłby w stanie zapiąć kilka technik na raz lub którzy kładą się po pierwszym mocnym ciosie. Pod kątem tego jacy zawodnicy w nieskończoność czekają na swoją szansę w UFC jest to dość dziwna sprawa.

Nieco inaczej sytuacja ma się z Leonardo Damianim. Włoch ma na rozkładzie kilka dodatnich rekordów, walczył na Cage Warrios, XFN czy Golden Cage. Będący pod skrzydłami MTK MMA Global Damiani w stójce poluje głównie na jeden mocny cios mający naruszyć rywal. Wyprowadza bombę na wykroku i jeśli przestrzeli nie podąża za tym atakiem. Gdy uda się podłączyć to rusza w parter za przeciwnikiem i szuka duszenia zza pleców. Problemem jest jego statyczność na nogach i bierność będąc dociskanym do siatki. Zapasy defensywne może nie są wzorowe, ale za to solidnie wstaje lub odwraca pozycje.

125 lb: Victor Altamirano (9-1) vs. Carlos Candelario (8-0)

Kolejna walka ze zmianą last minute. Tym razem na zastępstwo wchodzi Carlos Candelario, który miał już okazję bić się na DWCS w 2017 roku. Miał 4 lata przerwy i powrócił dopiero niecałe 3 tygodnie temu na gali CES 63. Zwyciężył tam decyzją z Miguelem Restrepo (5-4-1). Na DWCS wygrał z trenerem od BJJ Jose Aldo – Ronaldo Candido (6-1). Solidny w każdej płaszczyźnie potrafiący ciekawie skontrować w tempo co pokazywał jeszcze na walkach amatorskich. Głównie dąży jednak do szybkich poddań. 4 letnia przerwa może robić swoje, a ostatnia walka nie jest zbyt wymierna, ale z Candido mimo kiepskiej obrony obaleń nie dawał sobie zrobić krzywdy w parterze, wychodził z prób poddań, a sam nawet zdarzało się, że odwracał pozycje. Ciosów było tam jak na lekarstwo, były to typowe umęczające parterowe szachy.

Victor Altamirano to były mistrz LFA prawie przez całą karierę związany z tą organizacją. Bardziej nieszablonowy od oponenta, z asynchroniczną stójką bazującą na pracy głową, pomysłowych kombinacjach. Często mocno polega na swoim BJJ, bo daje się łatwo obalać czując pewność, że wyczaruje coś z dołu. Było to widać przy porażce z Jarredem Brooksem (16-2), który łatwo kładł Meksykanina, a potem wymęczając udusił w 2. rundzie. Wydaje się to największą bolączką Victora. Będący w rytmie Candelario powinien być delikatnym faworytem, ale nigdy nie można lekceważyć potrafiącego zrobić coś z niczego Altamirano.