6 marca we wrocławskiej hali Orbita odbyła się 6 edycja gali FEN. Historyczna bo pierwsza w oparciu o telewizję Polsat oraz z pierwsza walka o pas tej federacji – w wadze koguciej.
Hala Orbita jest miejscem idealnie nadającym się na eventy MMA. Nie za duży obiekt, z dobra widocznością. I to dużo dało, bo sektor przeznaczony dla ludzi z mediów był w takim miejscu, ze w innym obiekcie mogłoby być cieniutko z widocznością.
Poszczególnych walk nie będę opisywał, bo wydaje mi się, że już wszyscy zdążyliśmy je obejrzeć.
Oprawa gali stała jak zawsze na wysokim poziomie.FEN pod względem produkcji jest naprawdę na mega poziomie i można śmiało powiedzieć, że jak tak dalej pójdzie to właśnie wrocławska federacja będzie wyznaczać trendy jeśli chodzi o oprawę. Występ Eweliny Lisowskiej, wybuch sztucznych ogni po zakończeniu odliczana na początku gali, występ skrzypaczki i saksofonisty, gra świateł to wszystko robiło doskonałe wrażenie. .
Sami zawodnicy jak to bywa na galach FEN nie chcieli zostawiać w większości walk wyniku sędziom dlatego kibice zgromadzeni w Orbicie, mieli bardzo długie przerwy między walkami. Walki na początku gali kończyły się przed czasem i widocznie ramy czasowe związane z transmisja byly na tyle ustalone, że po każdej walce była przerwa.
Dla mnie po raz kolejny gala FEN była bardzo emocjonalna, z tego samego powodu jak poprzednia edycja – walka Marcina Zontka. W końcu bez zmian przeciwników i wg mnie cenne i zasłużone zwycięstwo Zontiego.
Cały naprawdę udany event przyćmiła dramatyczna walka Tymka Świątka i rażące błędy sędziego Jagielskiego.
Jednak gdy zapomnimy na tym co się wydarzyło w pierwszej walce o pas w historii FEN możemy galę z numerem sześć rozpatrywać w kategorii pełnego sukcesu.