Nasz czołowy ciężki, Marcin Tybura, zagościł w kolejnej części „Drugiej strony medalu”, czyli serii wywiadów ze sportowcami autorstwa Andrzeja Gliniaka. 

W rozmowie, którą w całości możecie przeczytać na tuwroclaw.com, Marcin Tybura wspomina swoje początki w MMA, a także opowiada o… uprawie roli i corocznych pracach polowych, na których zna się znakomicie z racji choćby wyuczonego zawodu.

Z wykształcenia jestem rolnikiem. Specjalizuję się w uprawie roślinnej. W przerwach między walkami wsiadam w ciągnik i pomagam rodzinie przy zasiewach i żniwach.

opowiada Tybur i dodaje ze śmiechem, iż USADA zdążyła już go odwiedzić na wsi i oderwać od prac rolniczych.

Raz na wieś przyjechała do mnie kontrola antydopingowa. Musiałem zejść z przyczepy i udać się do toalety. Procedury to procedury, bez względu gdzie się znajdujesz.

mówi.

W wywiadzie Marcin wspomina także jedną bardzo stresującą kontrolę, gdy w trakcie badania wykryto u niego groźną chorobę, mogącą wykluczyć go z zawodowego MMA na zawsze.

Standardowe badanie przed każdą walką. Zwykła formalność. Pamiętam, że byłem w świetnym humorze. Po przeczytaniu wyników nie było mi już jednak do śmiechu. Żółtaczka typu C – diagnoza  brzmiała jak wyrok. Szok. Przez głowę przeleciała mi jedna myśl – „Nigdy już nie zawalczę”. Pięć dni oczekiwania na powtórzenie badania były jak wieczność. Nikomu o tym nie powiedziałem. Podczas otwierania koperty miałem nogi jak z waty. Kiedy tym razem wynik był negatywny i okazało się, że jestem zdrowy. Tonowy kamień spadł mi z serca.

opowiada.

Bilans ostatniego roku Marcina Tybury w UFC to dwie przegrane i jedno zwycięstwo. W rozmowie z Andrzejem Gliniakiem zawodnik przyznaje, że na jego dyspozycję spory wpływ ma stan zdrowia.

Ostatnie pojedynki miałem kiepskie. Nigdy nie szukam usprawiedliwienia, ale od dłuższego czas walczę nie tylko z rywalami ale i z doskwierającą mi przepukliną. W najbliższym czasie muszę ją całkowicie wyleczyć. To jest obecnie mój priorytet. Wciąż mam ważny kontrakt z UFC. Kiedy tylko będę w pełni zdrowy wracam do oktagonu.

Tybur dodaje również, iż sześć tygodni przed pojedynkiem w main evencie gali w Sydney z Fabricio Werdumem, naderwał mięśnie.

To było dla mnie bez wątpienia największe wyzwanie w dotychczasowej karierze. Brazylijczyk to wojownik z absolutnej światowej czołówki, notowany wtedy na drugim miejscu na świecie. Żywa legenda. Nasz pojedynek był walką wieczoru na gali w Sydney. Niestety przygotowania nie przebiegły tak jak zaplanowałem. Sześć tygodni przed walką nabawiłem się kontuzji. Naderwałem mięśnie. W oktagonie dałem z siebie wszystko. Przewalczyłem całe pięć rund. Rywal był lepszy. Sędziowie ogłosili jednogłośne zwycięstwo Brazylijczyka. Nie przyniosłem jednak wstydu.

Najbliższa walka Marcina odbędzie się 14 września w kanadyjskim Vancouver. Rywalem Polaka będzie Augusto Sakai.

Oficjalnie: Marcin Tybura vs. Augusto Sakai na UFC on ESPN+16 w Vancouver

źródło: tuwroclaw.com