(Grafika: Mariusz Olkiewicz/Marek Romanowski/inthecage.pl)

Do tego artykułu skłoniły mnie rozmyślania o podsumowaniu roku, które na łamach InTheCage.pl ukaże się pewnie nie tylko w formie pisemnej, ale przede wszystkim w formie podcastu. Moje rozmyślania zacząłem od kandydata na walkę roku w światowym MMA. Szczerze mówiąc ciężko mi było się doszukać czegoś na miarę Melendez/Sanchez czy Jones/Gustafsson, ale to właśnie w… ciężkiej upatrzyłem chyba swojego faworyta. Ponieważ ten tekst nie będzie poświęcony podsumowaniu roku w MMA, a sam autor nie jest ostatecznie przekonany do własnej nominacji, temat ten rozwinę, gdy przyjdzie na to lepszy czas. Grudniowa walka Juniora Dos Santosa ze Stipe Miocicem oraz moja wczorajsza rozmowa na temat wagi ciężkiej w boksie z kumplem, który w temacie tych sportów walki orientuje się dość dobrze, skłoniły mnie do napisania tego krótkiego artykułu/długiego pytania(niepotrzebne skreślić) do was drodzy fani.

Nie wiem czy to wynika z faktu, że mniej więcej od połowy liceum nie kwalifikuję się do niższej kategorii wagowej niż Heavyweight, a może powodem jest to, że największe sukcesy w boksie osiągali Polacy walczący w tej dywizji? Chyba jednak największy wpływ miały na to wielkie autorytety, które w tej dywizji dawały potwornie emocjonujące pojedynki. Fedor, CroCop, Minotauro, Tyson, Le Banner. Jak dodamy do tego fikcyjne postaci Rocky’ego, Rambo, Terminatora, Hulka, to wynika z tego, że od zawsze gdzieś tam jest nam przedstawiany wizerunek bohatera w formacie XXL. Oczywiście był Bruce Lee, ale on mnie nie jarał nigdy jakoś specjalnie, dużo bardziej emocjonował mnie Kickboxer z JVD czy w/w postacie filmowe. Podsumowując zawsze najbardziej interesowała mnie „Królewska” kategoria wagowa bez podziału na sport, kino, komiks(Lobo, pamiętacie? Jego ucieleśnienie na pewno miałoby miliony fanów podczas walk w oktagonie;).

Na czym polega problem, który ma poruszyć ten tekst? Na tym, że w jednej z dyscyplin sportowych ta kategoria powinna stracić miano „Królewskiej”. Walka JDS z Miocicem mimo wybaczalnych tlenowych braków na mistrzowskim etapie starcia pokazała nie tylko na czym polega serce do walki, poświęcenie, zaciętość, nieustępliwość, chart ducha, silna psychika ale przede wszystkim ukazała między wersami w jaki sposób zawodnik powinien oddać szacunek kibicom. Niestety nie wszyscy zawodnicy MMA z tymi ciężkimi włącznie regularnie pokazują nam postawę jaką mogliśmy w połowie grudnia ujrzeć w walce wieczoru gali UFC on FOX 13, skądinąd jakże udanej również dla polskiej publiki, która mogła cieszyć się równie heroiczną postawą obu zawodniczek w walce Jędrzejczyk vs Gadelha. Tak czy inaczej, gdy pod identyczną lupę podłożymy, to co się wyprawia w analogicznej dywizji podczas walk bokserskich na poziomie TOP 10 ogarnia mnie złość i nerwowy śmiech. Do wszechmistrza zaraz dojdę, ale chciałem się skoncentrować na tych wielkich krzykaczach, którzy finalnie pokazali mniej jaj niż w/w Panie należące do kategorii… słomkowej(52kg – przyp. red.). O kim mowa? Tyson Fury i Derek Chisora, którzy 2 tygodnie wcześniej skrzyżowali rękawice w ramach oficjalnego eliminatora do prawa pierwszego pretendenta, który w 2015 roku stanie vis-a-vis Władimira Kliczko pokazali w ringu totalną odwrotność tego, co światu zaprezentował duet Dos Santos-Miocic. I nie chodzi tu o to, że żaden z nich nie ma szans odebrać pasów należących do Ukraińskiego Super-Championa, ale o to w jaki sposób wykonują swoją pracę na oczach tysięcy fanów i milionów telewidzów. Jeśli ktoś chce odebrać to czego nigdy nikomu się nie udało zrobić, powinien zaprezentować się już przed walką mistrzowską jak mistrz, musi pokazać światu swoją moc, potęgę i determinację do osiągnięcia celu. Tymczasem w po paru rundach zamiast owacji, oklasków i krzyków fanów słyszymy gwizdy. Nie oglądam wszystkich walk bokserskich w kategorii ciężkiej, interesują mnie tylko te, które są albo toczone na naszym podwórku i/lub mają jakąś wartość np. eliminator do pasa. Walka decydująca o tym, który z zawodników stanie naprzeciwko szansy mogącej zrobić z niego mistrza, w futbolu nosi miano półfinału. Oczywiście i ta dyscyplina nie wyzbyła się na tym etapie kunktatorstwa, ale szczerze nie pamiętam tak słabych, złych i profanujących meczy na poziomie półfinału Ligi Mistrzów czy Mistrzostw Świata(Niemcy vs Brazylia pamiętacie?). Chcesz być mistrzem? Walcz-Jak-Mistrz! Tak walczył Junior i tak walczył Miocic, a ta walka nie nosiła nawet miana eliminatora do pasa. Nie mam zamiaru tu udowadniać wyższości MMA nad boksem, to udowadnia samo MMA, a w zasadzie zawodnicy toczący walki na śmierć i życie. Chcę pokazać na czym polega upadek tej kategorii w boksie i odebrać jej tytuł „Królewskiej”, bo żaden Król nie prezentuje takiego gówna jak Derek i Tyson, chyba, że tam gdzie chodzi piechotą.

Obiecałem wrócić do wielkiego mistrza Władimira. Mimo tego, że jego walki tworzą aurę chirurgicznego stołu albo profesorskiego równania, co wg mnie sprawia, że jego wielkość przewyższa tą prezentującą przez Mike’a Tysona, to pytając 100 fanów boksu pewnie mniej niż 10% wskaże jako żywą legendę tej kategorii młodszego z braci. I nie jest to spowodowane rywalami, bo moim zdaniem rywale Kliczki z małymi wyjątkami prezentują wyższy poziom niż rywale Tysona w obronach pasa. Po zakończeniu kariery na pewno lepszy rekord będzie przypisany Władowi, on też na pewno skończy karierę z kompletem pasów, ALE on nie budzi połowy tych emocji w ringu jakie budził „Iron Mike”, a kto tworzy legendy? Ludzie, kibice, eksperci. A oni mimo tego, że oddadzą należny szacunek „Dr Stalowy Młot”, to resztki emocji w ich głowach pozostały na pewno nie po jego walkach, a po wojnach i bitwach Mike Tysona. Wiem, że to jest praca i Ci ludzie walczą dla pieniędzy, ale te pieniądze nie będą pamiętać po śmierci swojego ostatniego właściciela, bo są jak dziwka, znajdą nowego. Ludzie, ich pamięć i utrwalone kawałki emocji z przeszłości póki będą żyć, póty Ci prawdziwi fighterzy będą żywi. To nie wina Władimira, że nie ma równych sobie rywali, ale on decyduje o stylu w jakim ich kończy. Ponieważ wiadomo, że bracia sami organizują swoje gale, jest oczywiste, że im więcej będzie przerw między rundami, tym więcej reklam zostanie wyemitowanych, a co za tym idzie więcej pieniędzy znajdzie się na koncie grupy promotorskiej K2. Nie twierdzę, że wszystkie walki były przez braci prowadzone na takim patencie, ale jestem przekonany, że większość. Brak ich walk w mecce boksu – Stanach Zjednoczonych też negatywnie wpłynie na ich upamiętnienie w annałach boksu, ale z pewnością „hajs się zgadza”. Każdy ma swoje priorytety.

Wszystkie te czynniki powodują, że tron królewskiej kategorii wagowej powinien gościć tyłek z wielkim napisem MMA. Sport ma dawać emocje, emocje są prawdziwe, prawdziwość jest tym co przyciąga ludzi w czasach wszechogarniającego zakłamania i fałszu, ludzie decydują o tym co oglądają, a więc tylko emocjonujący sport zatrzyma ich pieniądze za bilety i uwagę podczas transmisji. Gdy któryś czynnik wpadnie w turbulencje skutkiem może być brak zainteresowania i przerzucenie uwagi na coś spełniającego oczekiwania. W tym momencie chciałem skasować fragment o tym, że prawdziwość przyciąga ludzi, ponieważ federacja fake-wrestlingu WWE ma się świetnie, mimo, że ludzie wiedzą, na czym polega to widowisko, ale skoro w USA udawany sport przebija oglądalnością walki wyłaniające pierwszego pretendenta do pasa niegdyś najciekawszej amerykańskiej dywizji, to wiedz, że coś się dzieje. Ostatecznie pytam Ciebie – fanie sportów walki, czy emocje towarzyszą Ci na takim samym poziomie podczas „cieżkich” walk MMA i ważnych walk bokserskich w najcięższej dywizji?

Mariusz „Dooży & Grooby” Olkiewicz