Marcin Tybura stoi teraz przed trudnym zadaniem. Podczas UFC w Londynie zmierzy się z Tomem Aspinallem. „Nie umiem za bardzo wskazać jego słabych stron” – przyznaje szczerze Polak.
Jeden z najlepszych polskich ciężkich, który obecnie zajmuje 10. pozycję w klasyfikacji królewskiej kategorii Marcin Tybura (24-7), niebawem ponownie zamelduje się w oktagonie UFC. 22 lipca stanie w szranki z powracającym po kontuzji Tomem Aspinallem (12-3). Forma Anglika jest więc obecnie sporą zagadką, co może nieco utrudnić pracę sztabu Polaka. Mimo wszystko chcą do niego wyjść w jak najlepszej formie, bowiem zdają sobie sprawę, jak mało luk posiada w swojej grze.
Faktycznie jest ciężko. Pytany ostatnio o słabe strony Toma Aspinalla, no nie umiem za bardzo na to odpowiedzieć, bo nie ma sytuacji, w której on był nawet zagrożony w tych walkach. Oczywiście w tych ostatnich, bo nie patrzę przed UFC, bo na przestrzeni roku da się zostać zupełnie innym zawodnikiem, a co dopiero na takim dystansie czasowym. Nie ma zbyt dużo rzeczy, które można wykorzystać, ale na pewno jest sporo materiału do rzeczy, przed którymi trzeba się bronić. Trzeba postawić na to, żeby się przygotować na te rzeczy, a wdrażać swoje, którymi będziemy chcieli przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.
Zobacz także: Tybura komentuje ogłoszenie walki z Aspinallem
Aspinall znajduje się w topowej piątce rankingu. Potencjalna wygrana mocno przybliży więc Tyburę do pojedynku o najwyższe trofeum. Czy jednak jakkolwiek zajmuje sobie tym głowę? Cóż, okazuje się, że tak.
Przez parę lat prowadzenia sportowego życia nauczyłem się, że trzeba mierzyć wyżej niż inni ci przypisują. Ta głowa jest o tyle ważna, że jak myślisz o tych wyższych celach, to ona ciągnie w tamtym kierunku. Jeżeli mam być szczery to tak, myślę o tym, żebym wygrał z Tomem Aspinallem i zbliżył się do walki o pas.
(…) Jak myślę o walce o pas, to o [Jonie] Jonesie, więc mam nadzieję, że zostanie. Trudno mi się martwić tym, że go nie będzie, bo co mi to da? Kiedyś go nie było w ogóle w wadze ciężkiej i nikt się tym nie martwił. Teraz jest i trzeba się tym cieszyć.