Dwie kontrowersje wynikły z gali UFC 224: waga pani Mackenzie Dern oraz to, że narożnik Rocky Pennington kazał jej wyjść do piątej rundy.

Zobrazujmy to sobie na krótko:

– pani Dern rozmija się w limicie dywizji słomkowej o siedem funtów,

corner Raquel Pennington, mimo że sama zawodniczka zgłaszała po czterech rundach, że ma dosyć, nakazuje jej walczyć dalej.

Na ile to jest kontrowersyjne? Jak zawsze – na tyle na ile mówią o tym ludzie. A mówią sporo.

Limit wagowy – odwieczny problem MMA

To zawsze wychodzi na wierzch, praktycznie przy każdej okazji, gdy jakiś zawodnik nie zrobi wagi. I zawsze to jest kontrowersją. Fani MMA nie lubią gdy, kolokwialne mówiąc, ktoś ich robi w bambuko. Lubią natomiast zobaczyć walkę i to na uczciwych zasadach, czyli takich według których dochodzi do walk w danej organizacji.

Streszczenie: Mackenzie Dern wychodzi na ważenie z nadmiarem 7 funtów. Ma walczyć w dywizji słomkowej (115 funtów), a waży 123 funty (jeszcze dwa funty więcej i brazylijska komisja musiałaby wykluczyć jej start na gali – nie mogą walczyć dwie zawodniczki z dwóch różnych dywizji wagowych).

Internet wre – „tak nie można pani Dern!”. Na zawodniczkę spływa fala krytyki, zarówno od fanów jak i od innych zawodników MMA. Dawno nie było, żeby jakiś zawodnik tak mocno przegiął z limitem wagowym. Siedem funtów! Wyobrażacie to sobie? W sumie nie musicie – to stało się naprawdę.

Rywalka Dern godzi się jednak na walkę. Nie jest zdziwiona, przewidywała taki rozwój sytuacji przed piątkowym ważeniem. Kolejna mystic woman. Amanda Cooper przegrywa walkę w pierwszej rundzie. Jeden z ciosów Dern rzuca ją na matę, a potem Cooper zostaje uduszona. Niby wszyscy biją brawo, ale niesmak pozostał.

MacKenzie Dern poddaje Amandę Cooper w pierwszej rundzie! [WIDEO] 

Przed walką pogłoski mówiły, że Mackenzie wybierała czasem zamiast treningów wycieczki po plaży i klubach. Grunt to dobre nastawienie, można to tak nieco określić.

Jakkolwiek, stało się. Pytanie czy Dern pokonałaby Cooper, gdyby przebyła porządne ścinanie wagi do czystej słomkowej, już nie ma sensu. Chyba, że ktoś lubi rozmyślać nad sentencjami w stylu: gdyby babcia miała wąsy.

Konkluzja: zakład, że sprawa, choć utkwi na długo w świecie MMA, to pewnym momencie rozpłynie się magicznie? Ot, pozostaną jakieś tam podśmiewujki, jak u Khabiba z tiramisu. Pewnego dnia obudzimy się i będziemy mieć bardzo gdzieś, to że Mackenzie podeszła do ścinania wagi nieprofesjonalnie. Na tym to polega. Zwycięzcy mają łatwiej. Nie ma co załamywać rąk czy pławić się w krytyce. Jeśli jeszcze do tego nie przywykłeś to znaczy, że mało widziałeś w MMA.

Biały ręcznik. Instrukcja – kiedy przerwać walkę?

Kiedy przerywamy walkę? Wtedy, kiedy jest po wuju – kolokwialnie pisząc (znów! co za polszczyzna pani redaktor!).

Ale kiedy jest po wuju? A tego jeszcze nie rozstrzygnęły najlepsze umysły tego świata. Ludzkie ciało potrafi znieść naprawdę wiele i wiele przypadków było, gdy zawodnik niby nie mógł, ale mógł.

Wtrącenie: oglądam tenisowe rozgrywki regularnie. Często zdarza się tam, że jakiś zawodnik przegrywa sromotnie pierwszego lub drugiego seta, by nagle w trzecim trzymać poziom i ostatecznie wygrać, chociażby wyglądał jak wrak człowieka.

Siła mentalna. Komentatorzy tenisa nie mają wątpliwości. Jak ktoś ma mentalne cojones to żadne fizyczne przeszkody nie są mu straszne. Zmęczenie, kontuzja, pot, krew. Nic!

Problem z MMA jest taki, że tam wychodzisz i dostajesz w ryj. Jeden, drugi, trzeci, kolejny raz. Niekończąca się fala wpierdolu. W tenisie możesz czuć się jak flak, a jednak przeciwnik stoi za siatką, nie zrobi ci z twarzy papki, nie wygnie ramienia, nie obije nogi. W tym momencie walczysz tylko sam z sobą.

W MMA wciąż walczysz z kimś. Nawet jeśli przestawisz sobie jakąś zakładkę w głowie to i tak możesz przegrać, bo walka rozgrywa się dynamicznie, a każdy kolejny cios, kolejne obalenie osłabia ciebie, nie tylko w ocenach sędziów, ale także w twoim własnym osądzie.

Oczywiście, częste są przypadki, gdy narożnik tak motywował pesymistycznie nastawionego zawodnika, że ten jednak wygrywał całą walkę. Trzeba też wziąć pod uwagę, że narożnik widzi walkę inaczej niż sam zawodnik i może w jakiś sposób potrafią lepiej (albo gorzej!) ocenić szanse na wygraną.

Peninngton chciała się poddać, narożnik odmówił. Świat MMA krytykuje tę decyzję

„Rocky” po czwartej rundzie odwróciła się w stronę siatki i powiedziała jednoznacznie, że ma dosyć.

„Nie, nie nie!” – zawyrokował narożnik i Rocky posłusznie wyszła na piątą rundę.

Amanda Nunes mogła dalej kontynuować spustoszenie. To wyjście niewiele zmieniło w sensie wygranej.

Teraz pytanie, moim zdaniem najważniejsze: czy czasem nie jest to wina zawodniczki? Mogła po prostu usiąść i powiedzieć „NIE! Nie wyjdę tam!”. Co by wtedy mógł zrobić narożnik? Nic! Tylko uszanować jej decyzję.

Ale dziewczyna stoi na nogach, jej twarz może wygląda kompletnie inaczej niż dwadzieścia minut temu, ale trzyma się, zmęczona, zmaltretowana, ale mówi do ciebie jak człowiek, stoi jak człowiek. Pewnie nie jeden trener próbowałby zmotywować do walki swoją zawodniczkę. Ta jedna runda to nic, ta jedna runda to wszystko! Trwa pięć minut. I albo to będzie pięć długich minut wpierdolu, albo pięć minut na wykorzystanie okazji by skończyć przegraną walkę przed czasem.

Wtrącenie: (ha! sory, znowu tenis) w półfinale turnieju mistrzyń tenisa w 2015 roku (taki turniej, w którym startuje tylko osiem najlepszych zawodniczek sezonu) Agnieszka Radwańska ledwo oddychała w meczu z większą, cięższą (nawet cięższą niż Dern!) zawodniczką. Przyszedł trener, Agnieszka powiedziała, że nie daje rady, a trener: „nie ma chwały bez bólu” i kazał jej grać najlepszy tenis. I wiecie co? Wygrała to Polka. A potem wygrała cały turniej.

Tylko… to nie jest MMA. To jest tak inaczej, że nawet nie potrafię tego ogarnąć.

Moim zdaniem to zagwozdka nie do rozwiązania. Jakim prawem ktoś może ci mówić co masz robić? Ostatecznie to zawsze twoja decyzja. To TY wychodzisz po kolejny wpierdol, a może po kolejną okazję by wygrać. Nigdy nie wiesz.

I myślę, że tego też nie wiedziała Rocky gdy posłusznie wyszła na piątą rundę. Może jednak tkwiła w jej umyśle iskra nadziei, że coś się stanie, że jakiś cios powali Nunes, że nie wszystko jest stracone.

Sama Rocky przyznała rację swojemu narożnikowi i powiedziała, że natychmiast zgodziła się z ich decyzją by wyjść do ostatniej rundy.

Opinie całego świata, tak wściekle krytykujące decyzję narożnika Amerykanki, stają się nagle mniej istotne w świetle wypowiedzi zawodniczki.

Wciąż jednak mam wrażenie, że ta sytuacja nie oddaje żadnej perspektywy. Pewnie nie raz zobaczymy coś podobnego. I nie raz to będzie kończyć się inaczej.

Nasze opinie, opinie narożnika, a nawet opinia samej zawodniczki – wszystko to blaknie, gdy przekraczasz niewidzialną granicę niepewności i wychodzisz (lub nie) walczyć dalej.