W sierpniu James Vick (13-2) pojawił się w oktagonie, by skrzyżować rękawice z mistrzem dywizji lekkiej w amerykańskiej organizacji  World Series of Fighting – Justinem Gaethjem (19-2). Tego występu „The Texecutioner” niestety nie może zaliczyć do udanych walk, ponieważ został brutalnie znokautowany już w pierwszej rundzie. 

Wspominając ten wieczór, Vick przyznaje, że taka przegrana była ciężka do przełknięcia:

Zawaliłem na samym początku i nie mogę obwiniać o to nikogo, oprócz samego siebie. Miałem niesamowitą możliwość i cholernie to zmarnowałem, to jakiś dramat, ale nie zwątpiłem ani trochę w siebie i swoje umiejętności. Czuję po prostu, że to będzie długa droga, by znów stanąć do tak dużej walki, ponieważ ci goście, nie chcą już ze mną walczyć tak czy inaczej.

Dodatkowo zauważył, że podczas gdy on, by znów dostać dobrą walkę, będzie musiał wygrać co najmniej trzy starcia, Gaethje znajduje się w dużo lepszej sytuacji. Po kilku porażkach, wystarczy by wygrał jeden pojedynek, co w oczach „The Texecutioner „ wydaje się mocno niesprawiedliwe. Oczywiście zdaje sobie również sprawę z tego, że takie przemyślenia równie dobrze mógłby zachować dla siebie.

I nawet kiedy Vick wyraża swoje rozczarowanie tym, jak potoczyła się walka z Gaethje, wciąż nie uważa, że nawet gdyby wygrał to starcie, w jakikolwiek sposób przybliżyłoby go to do starcia o pas dywizji lekkiej. Przegrana z pewnością była bolesna, ale zawodnik nie zamierza się wycofywać i poszukuje kolejnego partnera chętnego do podjęcia wyzwania.

źródło: bjpenn.com