(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

Łukasz Jurkowski, Tomasz Bronder, Paweł Kowalik, Borys Mańkowski, co łączy tych dżentelmenów i ¾ użytkowników najbardziej popularnego internetowego portalu do typowania walk MMA? Wszyscy wczorajszego wieczoru srogo się pomylili, i nie tylko oni. Stawiany w roli faworyta Damian Grabowski, w swojej pierwszej obronie pasa miał przejść kolejny szczebel i rozmyślać nad tym jak pokojowo odejść z M-1, a zaraz potem wynegocjować lukratywny kontrakt ze światowym gigantem – UFC. Okazało się jednak, że ów szczebel był przygotowany na każdy rozwój wypadków, i tak naprawdę bez większych problemów poddał rzadko spotykaną techniką „Polskiego PitBulla”. Marcin Tybura, bo o nim mowa, został wczoraj podczas 50 jubileuszowej gali M-1 Global nowym mistrzem rosyjskiej federacji pokonując przez duszenie północ-południe w czasie 1 minuty i 27 sekund naszego do tej pory najlepszego zawodnika wagi ciężkiej.

Tak naprawdę wiele osób ze świata MMA typowało zwycięstwo Marcina, lecz raczej wszystkie te typowania wskazywały na wygraną przez decyzję po wyrównanej walce. Odnoszę również wrażenie, że sporo osób stawiało na Tyburę trochę na przekór. Marcin niby młodszy, niby nadal rozwijający się, niby rekord 10-0, ale jakoś ciężko było sobie wyobrazić porażkę zawodnika Lutadores Opole. Sam odbierałem to, jako pompowanie balonika, nakręcanie atmosfery w tym dość nudnym, jeśli chodzi o MMA okresie, i zdawałem sobie sprawę z umiejętności nowego mistrza, ale jak w przypadku starcia Silva vs Weidman nie dałem się temu zbyt ponieść…w obu wypadkach jak już wiemy mocno się pomyliłem, to nie był tylko tzw. „hype”, piątkowy wieczór uzmysłowił mi, że obaj stoją dokładnie na tej samej półce, jeśli chodzi o umiejętności MMA.

Marcin był po prostu w dobrej formie, był przygotowany na walkę z Damianem, choć po wszystkim jakby nie do końca doszło do niego, to, co zrobił. Grabowski natomiast, w wywiadach przed walką z jednej strony wypowiadał się sztampowo, że dobre przygotowania, że udane obozy, że starał się, aby wyglądało to jak w AKA itd., ale dało się odczuć w nim garść negatywnych emocji, które mogły być jednak spowodowane ciągłymi pytaniami o dalsze plany kariery. W jednym z wywiadów dał się mocniej pociągnąć za język i wyjawił, że to jego ostatnia walka w kontrakcie, po czym jeśli wygra zamierza zwakować pas M-1 oraz rozpocząć rozmowy z UFC. Chciał być lojalny do końca kontraktu z Rosjanami i nie zrywać kontraktu jak tylko pojawił się pierwszy mail od Joe Silvy. Jak wiemy, tych kontaktów ze strony największej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie było więcej, skrzynka mailowa Damiana wyświetlała nazwisko matchmakera UFC ponoć aż trzykrotnie. Za każdym razem Polak miał ważny kontrakt z jakąś federacją, nie chciał palić mostów i z jednej strony to zachowanie fair play, ale z drugiej prawdopodobnie tym wyczekiwaniem idealnego momentu zamknął sobie drogę do wielkiego MMA. 9 na 10 zawodników pewnie decyzję podjęłoby od ręki nie roztkliwiając się specjalnie nad aktualnym pracodawcą i przyjmując angaż tam gdzie przez całą karierę marzą się dostać.

Ciężko powiedzieć co dalej, ale bliżej podpisania kontraktu z UFC jest z pewnością Tybura. Biorąc pod uwagę fakt, że news o jego wygranej wylądował na głównej stronie najbardziej poczytnego portalu o MMA na świecie, i dodając do tego małą ilość przyciągających uwagę walk na rynku, może stać się tak, że to Marcin będzie teraz musiał kombinować jak w polubowny sposób odejść z M-1. Ironia losu. Damian, jeśli marzy jeszcze o UFC, powinien jak najszybciej doprowadzić do rewanżu, w innym przypadku może okazać się, że pas M-1 to będzie wszystko, na co pozwoli jego kariera. Trzeba jednak zaznaczyć, że w związku z tą porażką, dla fanów MMA z nad Wisły może zgotować się długo wyczekiwany transfer ale…nie dzielmy skóry na PitBullu ;)

Mariusz „Dooży & Grooby” Olkiewicz