To była noc nokautów! Niezwykle obfita w mocne uderzenia gala na Florydzie przyniosła sporo ładnych dla oka skończeń. Nie zabrakło także niespodzianek. Czy aby na pewno były to niespodzianki? Zapraszamy do naszych plusów i minusów.
Yoel Romero Palacio – Sensacja? Niespodzianka? Nie. Gdy ogłoszono tę walkę mogliście usłyszeć w naszych podcastach iż zgodnie stwierdziliśmy ze Romero znokautuje Machidę. Nie myliliśmy się. Yoel Romero Palacio to niezwykle niewygodny stylistycznie rywal dla Brazylijskiego „Smoka”. Świetnie walczący z kontry Kubańczyk posiadający piekielnie mocny cios kąsał Machidę aż w końcu w zwarciu użył swej ogromnej siły rzucając Machidę na deski i kończąc robotę łokciami. Niezwykle widowiskowy nokaut. Warto także dodać jak świetną taktykę na Lyoto wymyślił sztab szkoleniowy Palacio. Największy atut Machidy został wykluczony. Dla mnie Romero przeskoczył w tej chwili „Krokodyla”. Gdzie Machida a gdzie (najlepsze nazwisko w dorobku Jacare) Mousasi.
Lorenz Larkin – świetna stójkowo batalia gdzie karty rozdawał Amerykanin. Dłuższy zasięg ramion pozwolił mu karcić co chwile swoimi prostymi Ponzinibbio. Jednak nie to „otworzyło” Santiago. Pierwsza runda to mocne lowkicki na nogę Argentyńczyka. Druga runda to mocna bitka. Ponzinibbio poszedł na ostrą wymianę co mogło się udać. Larkin jednak przetrwał i zrewanżował się rywalowi. Herb Dean musiał to przerwać. Świetna, świetna walka. Duże brawa dla Larkina.
Thiago Santos – ten nokaut będzie aspirował do nokautu roku! UFC w swoich przebitkach, trailerach i innych materiałach będzie pokazywać tę walkę. Niespełna 30 sekund i wysokie kopnięcie na Stevie Bossie. Nie było co zbierać, jedno kopnięcie, soczyste kopnięcie wystarczyło. Kto nie widział niech koniecznie nadrobi! Video na naszym fanpage’u.
Lyoto Machida – szczęka już nie tak odporna jak kiedyś. NA Machidzie odbijają już się pojedynki z czołówką, co raz łatwiej go skończyć przed czasem co kiedyś było nie do pomyślenia. Machida był po prostu słabszy fizycznie, wolniejszy i bardziej dziurawy. Koniec Machidy to za dużo powiedziane, jednak widać jak na dłoni że tendencja spadkowa ma miejsce.
Yoel Romero Palacio – nie będę wyrokował ani oceniał czy Romero miał racje „zbawiając Amerykę”. Nie podoba mi się jak zawodnicy mieszają sport z polityką. Poglądy to indywidualna sprawa, ma do tego prawo, jednak jego wielki tryumf ginie nieco w lawinie komentarzy odnośnie wywiadu tuż po walce.
Hacran Dias – Levan Makashvili – emocje jak przy krojeniu chleba. Klincz, obalenia z których za dużo nie wynikało, to mogliśmy oglądać przez ponad dwie rundy. Niejednogłośnie wygrał Hacran Dias i szczerze mówiąc to żaden z nich nie zasłużył na wygraną.
(Foto: MMAJunke)