Australijska gala w kto zmierzyło się dwóch weteranów UFC za nami. W walce wieczoru Mark Hunt zrobił to co zawsze, urwał głowę jednym ciosem i poszedł dalej . W walce poprzedzającej main event, Neil Magny efektownie i metodycznie rozbił Hectora Lombarda. Oto nasze tradycyjne plusy i minusy.

 

Plus and minus icons

Mark Hunt – lata lecą a on dalej nie musi dobijać! Hunt po raz kolejny zrobił to z czego jest znany. Kowadło w reku, jeden cios i idziemy dalej. Nie trzeba było poprawiać. Trzyminutowa walka to powolne badanie się, aż w końcu „Super Samoan” wystrzelił swoją firmową bronią.

Neil Magny – pamiętacie walkę Browne vs. Overeem? Tam także Overeem nie pomyślał, podpalił się a później efekty były opłakane. Magny przetrwał pierwszy napór Lombarda, wyczekał go a później przeszedł do ataku. Wzorowa taktyka Neila, w drugiej rundzie walka powinna zostać przerwana, ponad minutę Magny obijał z pozycji dosiadu Lombarda. Wygrała głowa, mądrzejszy rozkład sił, taktyka.

Steve Bosse – pozamiatał! Szczęka Te Huny w tej chwili jest dość łatwym celem, co nie zmienia fakt iż nokaut jaki uśpił Australijczyka był zacny. Bosse trafił czysto cała kombinacją, zakończył mocnym ciosem kończącym który odesłał Te Hunę spać. Wielkie brawa!

 

Minus

Frank Mir – nie pokazał nic, jedna próba obalenia to za mało. nie próbował klinczować, wbijać  w siatkę Hunta. Dał Huntowi pole do popisu, przez co o mało co nie stracił głowy.

Hector Lombard – po raz kolejny jego balonik pęka. Duże mięśnie to duży problem, Hector chyba o tym zapomniał szarżując w pierwszych 2 minutach walki. Magnego trudno skończyć, Lombard bardzo się przeliczył. Kompletnie nieprzemyślana taktyka okazała się zgubna. Warto dodać iż walka powinna zostać skończona w drugiej rundzie, Lombard ponad minutę nie odpowiadał na agresję Neila.

James Te Huna – zdecydowanie w UFC nie ma dla niego miejsca. Czwarta przegrana z rzędu, czwarta przed czasem. Krótko: nie chcę go oglądać, gdyż ładnie tylko upada na matę.