Dokładnie 7 lat temu po raz pierwszy w oktagonie UFC pojawił się Daniel Cormier. Szybko okazało się, że ten utytułowany zapaśnik i dwukrotny uczestnik igrzysk olimpijskich trafi również do czołówki światowego MMA, sięgając po mistrzostwo w kategorii półciężkiej oraz ciężkiej. A debiutował na naprawdę naszpikowanej gwiazdami gali. Wiele legend również się tam zaczęło. 

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Miało to miejsce 20 kwietnia 2013 r. w San Jose w Kalifornii podczas UFC on Fox 7, kiedy to jednogłośną decyzją sędziów Cormier pokonał Franka Mira. Jak spojrzymy na rozpiskę tamtej gali sprzed 7 lat, to naprawdę wygląda ona imponująco. Debiutował tam też chociażby Yoel Romero, który był na samym dole karty i znokautował w pierwszej rundzie Clifforda Starksa, zachwycając latającym kolanem (bonus za nokaut wieczoru). Po raz pierwszy kibicom UFC pokazał się także Jorge Masvidal, który pokonał na punkty Tima Meansa. W walce wieczoru natomiast Benson Henderson wygrał z również debiutującym Gilbertem Melendezem po niejednogłośnej decyzji sędziów, zdobywając tytuł mistrzowski w kategorii lekkiej. Z ciekawszych pojedynków, kibice oklaskiwali jeszcze Josha Thomsona, który także nagrodzonym bonusem wysokim kopnięciem otworzył sobie drogę do znokautowania Nate’a Diaza. Był to przy okazji pierwszy nokaut na Diazie w historii jego występów.

Tak po latach swój debiut wspomina Cormier:

To się naprawdę działo – mój debiut w UFC z Frankiem Mirem. Oglądałem jego walkę na UFC 100 jako pierwszą, do której tak naprawdę przywiązywałem wagę. To najbardziej zadziwiająca rzecz, jaką pamiętam. Szaleństwo. […] To było 7 lat temu, a teraz mam już za sobą więcej walk w UFC niż wszystkich innych wcześniej.

Słynny „DC” wchodził do UFC jako niepokonana gwiazda Strikeforce z bilansem 11-0, zwycięzca turnieju Strikeforce Heavyweight Grand Prix z 2012 r. Organizacja została wykupiona rok wcześniej przez Forza, spółkę zależną od Zuffa, właściciela UFC, co być może przyspieszyło angaż Cormiera u swojego obecnego pracodawcy. Przede wszystkim jednak zdecydowały o tym jego wyniki i potrzeba rywalizacji na wyższym poziomie. Co się zmieniło poza większymi gażami i trudniejszymi wyzwaniami sportowymi po przejściu Cormiera i innych zawodników ze Strikeforce do UFC?

Możemy pójść gdziekolwiek w Los Angeles, na jakąkolwiek imprezę w Hollywood i ludzie wiedzą, kim jesteśmy. Nie sądzę, że osiągnęlibyśmy ten sam efekt popkulturowy, zostając w Strikeforce.

Poza Cormierem w podobnym czasie ze Strikeforce do UFC trafiali m.in. Ronda Rousey, Amanda Nunes, Tyron Woodley, Luke Rockhold, Alistair Overeem, Yoel Romero, Gegard Mousasi, wracał Nick Diaz, więc naprawdę mocna paka.

Koniec kariery będzie dla Cormiera zupełnie inny niż jego początki w UFC. Kiedy wchodził do tej organizacji, był niesiony okrzykami tłumów kibiców szczelnie wypełniających halę oraz przenikającym ją jedynym w swoim rodzaju głosem Bruce’a Buffera. Wszystko wskazuje na to, że swoją ostatnią walkę 41-letni już fighter stoczy w zupełnie innej scenerii. W rozmowie z nim Ariel Helwani pytał:

Naprawdę chcesz, żeby twoja ostatnia walka miała miejsce w pustym UFC Apex? Czy liczy się tylko rywalizacja, czy potrzebujesz także całej tej oprawy, 20 tysięcy kibiców? Serio, to się skończy w ten sposób? To nie może się tak skończyć.

Cormier odpowiedział:

Tak, to skończy się w ten sposób. Pusta hala i jeśli to będzie UFC Apex – to tam chyba jest mała klatka, więc zupełnie jak w „The Ultimate Fighter”! Będę walczył z nim na pustej hali, bo chcę tej walki. [prawdopodobnie Cormier miał na myśli starcie z aktualnym mistrzem wagi ciężkiej Stipem Miociciem, z którym od dłuższego czasu domaga się trzeciej walki – przyp. red.]

Zachęcam do obejrzenia całości wywiadu z „DC”:

Źródła: ESPN MMA/YouTube, ESPN MMA/Twitter