Znakomity obóz przygotowawczy i perfekcyjne rozpracowanie rywalki – to zdaniem Jędrzejczyk klucze do sukcesu w walce z agresywną Jessicą Andrade. – tłumaczy nasza Mistrzyni w rozmowie ze Sport.pl.

Ta walka to sukces całego sztabu Joasi. Mistrzyni w doskonałym humorze podczas rozmowy ze Sport.pl wymienia czynniki, które zaważyły na sobotnim zwycięstwie w walce z groźną Brazylijką, Jessicą Andrade.

Kacper Sosnowski: Wygrana z Andrade przyszła po najlepszym występie w karierze?

Joanna Jędrzejczyk: Nie widziałam jeszcze tej walki (śmiech), ale czułam się wyśmienicie. W Dallas usłyszałam sporo opinii, że to jedna z moich najlepszych walk i jeden z najlepszych do niej obozów przygotowawczych. Miło mi, bo to była ciężka praca moja, trenerów, fizjoterapeuty, lekarzy i dietetyków.

Z Andrade w oktagonie dałyście show. Ona, chociaż często mocno od ciebie obrywała, to cały czas szła do przodu…

Jessica jest bardzo mocną zawodniczką. Ona wcześniej walczyła w wadze 135 funtów, to ponad 61, kg. Ja teraz walczę w 52. To jest duża różnica, bo inaczej rozkłada się siła. Wiedzieliśmy, że ona lubi wywierać presję i będzie szła do przodu. Z takim rywalem nie jest łatwo. Już kiedyś miałam taką przeciwniczkę w Japonii. Cały czas nacierała, rzucając swoje sierpowe, tak jak sobotniej nocy Jessica. Bardzo się wtedy namęczyłam. Andrade teraz stanęła na wysokości zadania, ale w UFC nie ma łatwych walk. Jeśli ktoś, jak ja, jest mistrzem dwa lata, to oczy i uwaga wszystkich sztabów trenerskich jest skupiona tylko na mnie. To jest to co powiedziała Amanda Nunes po pokonaniu Rondy Rousey. Ona na przygotowanie i pokonanie mistrzyni miała dwa lata, coś w tym jest. Ciężka praca przynosi efekty.

Twoi klubowi trenerzy, chwalili cię za postępy i pracę nóg. To przy nacierającej Andrade było kluczowe…

W American Top Team mamy zgrany zespół, jest tu dużo trenerów o różnych doświadczeniach. Każdego dnia uczę się czego nowego. Ważne było to co tam robiliśmy przed walką z Andrade. To była praca na nogach, unikanie bójek, które mogły spowodować nokaut. Pracowałam dużo przy siatce, by bronić się przed tymi jej sprowadzeniami pod krocze. Na walce latałam momentami w tym oktagonie. Na szczęście były tylko dwa udanie obalenia, tak mogła mieć ich znacznie więcej. Wychodziłam też z niebezpieczeństwa jeśli chodzi o gilotynę. To były ważne rzeczy. Moi trenerzy wałkowali jej walki. To było ewidentne, że ona wywiera presję, sprowadza i dusi gilotyną. Spróbowaliśmy zatem przez pracę na nogach, przez długi boks, markowanie ciosów i schodzenie na prawą stronę niwelować jej atuty.

Na konferencji prasowej popłakałaś się gdy jeden z dziennikarzy zapytał o odejście z twojego klubu Kamiego Barziniego…

Ja mam z ludźmi prawdziwe relacje. Często nie wchodzę nawet w interesy biznesowe czy znajomości, jeśli nie ma takiej więzi między ludźmi. W American Top Team znalazłam dużo fajnych, odpowiedzialnych osób, którzy każdego dnia mnie wspierają. Doznałam szoku gdy usłyszałam, że Kami jednak odchodzi z mojej szkoły. Dowiedziałam się o tym na kilka dni przed walką, ale nie chciałam sama w sobie wywoływać jakiś dodatkowych emocji, więc odłożyliśmy to na dalszy plan. Ten moment się jednak zbliża, to była jego ostatnia gala. Mimo, że on nie będzie już częścią ATT, będę miała z nim możliwość jakiejś współpracy. Tego dowiedziałam się właśnie po konferencji prasowej. To co mi się podoba, to to, że wszyscy moi trenerzy się ze sobą dobrze komunikują. Stworzyłam fajny team i boję się, że to nieco zostanie zaburzone. Kami nie dość, że jest dobrym trenerem zapasów, to jeszcze jest mentorem i ogromnym wsparciem, osobą uduchowioną. On potrafi w zawodniku wzbudzić takie emocje, że chce się wszystkiego, mimo że bywa ciężko. Mam nadzieje, że znajomymi będziemy na wiele lat i nie będzie mi go brakowało.

Wracając do pojedynku, najtrudniejsza była dla ciebie chyba 2. runda, co po niej mówili trenerzy.

Jeden z nich powiedział: „Walcz tak jak w pierwszej rundzie”, więc chyba ona była dobra. Jessica też chciała sprawdzić na ile jej pozwolę. To było takie czytanie się. Ja jednak zawsze gram swoimi kartami i będę tego pasa broniła do upadłego.

Czułaś na hali ogromne wsparcie amerykańskich kibiców?

Tak, to było niesamowite. W ogóle byłam zaskoczona wiadomościami które dostałam. Tym ilu ludzi było na treningu medialnym, ilu czekało przy wyjściu zawodników. Wracając po samej walce do szatni widziałam wiele flag i banerów, myślałam, że to Polacy, ale to byli Amerykanie. Sporo było Meksykanów, oni też mnie wspierali. Zapotrzebowanie na mnie jest. Być może niedługo będę musiała polecieć do Los Angeles na spotkanie z kilkoma agentami filmowymi. Jestem otwarta na nowe możliwości i mam ochotę rozwijać się w tym kierunku.

Jedną z wielu znanych osób, która po walce ci pogratulowała, była top modelka – Adriana Lima.

Z Adrianą mocno się zakumplowałyśmy. On jest fanką MMA, przed walką miałyśmy się spotkać, finalnie udało się to przed wyjazdem do Dallas. Jest niesamowita. Dziś cały dzień wysyłała mi wiadomości i filmiki. Zrobiła sobie kucyka z boku tak jak ja przed walką. Ubrała koszulkę i rękawice, które ode mnie dostała.To daje niesamowite wsparcie.

Porównanie ciebie i osiągnięć wielkiej Rondy Rousey, jest coraz bardziej uzasadnione. Dalej podchodzisz do tego spokojnie.

Ona wykonała kawał dobrej roboty dla światowego, kobiecego MMA. Wprowadziła je na szerokie wody. Teraz dalej robi karierę. Mimo, ze nie jest już mistrzynią, to dla mnie i dla wielu osób nią pozostanie.

Wyrównałaś rekord Rousey w liczbie wygranych, mistrzowskich pojedynków. Jak tak dalej pójdzie, to niebawem zostaniesz uznana za najlepszą zawodniczkę w historii kobiet w UFC?

Te wszystkie rekordy są miłe, ale tu chodzi o własne ambicje i samorealizację. Po walce widziałam, jak cieszą się moi bliscy i mój team, zadzwoniłam do rodziców i przyjaciół – to było coś wspaniałego.

Mama wreszcie obejrzała walkę czy tylko zapytała o wynik?

Ona zwykle nie ogląda, ale dziś obejrzała. Powiedziała, że już więcej nie będzie, bo ciężko to przeżyła.

 

źródło: Sport.pl