Colby Covington (14-1) nie kryje swojego oburzenia, gdy okazało się, że to nie on dostał walkę z mistrzem dywizji półśredniej – Tyronem Woodley’em (19-3). Stawia również ostateczne ultimatum UFC:

Do momentu, aż nie dadzą mi tego, co obiecali i nie dotrzymają danego słowa, nic dla nich nie zrobię. Albo dadzą mi walkę o pas, albo będą musieli mnie zwolnić.

Historia tego, kto zawalczy z Woodley’em – Covington, czy Kamaru Usman (14-1) ciągnęła się bardzo długo. Co ciekawe początkowo mistrz bardziej skłonny był na pojedynek z tym pierwszym, ponieważ wielokrotnie zaszedł mu za skórę prowokacyjnymi docinkami. Mimo to, to właśnie Usman dostał okazję, by podpisać kontrakt na walkę, co zresztą zrobił i cierpliwie czekał na ruch Woodley’a.

Wtedy Covington oświadczył, że to jemu obiecano to starcie (w listopadzie, a później na nadchodzącej gali 233), jednak mistrz zasłaniał się kolejnymi kontuzjami, które nie pozwalały mu stanąć w oktagonie.

Dodatkowo pogorszyły się również jego relacje z UFC, kiedy od swojego managera – Dana Lamberta, otrzymał właśnie tę informację. Od tego czasu bezskutecznie próbuje porozmawiać z Daną White’m, który według niego z premedytacją go unika:

Tak właśnie postępuje UFC. Wygrywasz coś, robisz wszystko, co oni chcą, obiecują, że  to dostaniesz. Nie masz tego na papierze. Obiecują ci to tylko po to, żeby osiągnąć to, czego sami chcą, więc mogą oszukiwać. Okłamali mnie.

Covington dodaje również, że nie potrzebuje łaski UFC. Jest znanym zawodnikiem, który wiele osiągnął, dlatego bez problemu będzie mógł kontynuować karierę poza tą amerykańską organizacją.

źródło: mmajunkie.com