Podczas zbliżającej się gali KSW 49 do klatki organizacji powróci były pretendent do tytułu mistrza wagi ciężkiej, Michał Andryszak i przywita debiutującego w niej Brazylijczyka, Luisa Henrique Barbosa de Oliveirę. Obaj zawodnicy lubią wygrywać przed czasem, więc ich pojedynek może zakończyć się bardzo szybko i efektownie.

Michał Andryszak po raz ostatni walczył w organizacji KSW w kwietniu roku 2018. Zmierzył się wówczas o pas mistrza wagi ciężkiej z Philipem De Friesem i musiał uznać jego wyższość w walce. Wcześniej jednak szedł przez klatki jak prawdziwa burza i przystępując do walki mistrzowskiej miał na swoim koncie sześć starć z rzędu wygranych przed czasem. W KSW pokonał przez poddanie Michała Kitę, a następnie błyskawicznie znokautował byłego mistrza organizacji, Fernando Rodriguesa Jr., co dało mu szansę walki o pas.

Wygrane przed czasem, szybkie i efektowne, to prawdziwa wizytówka Michała Andryszaka, który nigdy w swojej karierze nie zawalczył na pełnym dystansie. Trzynaście razy natomiast nokautował swoich rywali, a sześć razy zmuszał ich do poddania się. Jak sam powtarza, wychodząc do klatki nie lubi, gdy się w niej nic nie dzieje. Od samego początku więc atakuje i wyprowadza akcje. Ta ryzykowna strategia może oczywiście przynieść też szybkie przegrane, ale jest też gwarancją efektownych walk.

Michał od początku swojej kariery stawiał na częste walczenie, a jego efektowne wygrane przyniosły mu w roku 2014 kontrakt z KSW. W debiucie dla organizacji zmierzył się z prawdziwą legendą K-1, Pawłem Słowińskim. Pojedynek odbył się podczas gali KSW 26, a Michał postanowił w nim sprawdzić się w stójce i błyskawicznie zastopował Słowińskiego. Po tym zwycięstwie „Longer” wyruszył do Rosji, gdzie niestety został szybko znokautowany przez swojego rywala. Kilka miesięcy później sytuacja się powtórzyła. Tym razem podczas gali KSW 28, Andryszak musiał uznać wyższość Michała Włodarka. Po dwóch trudnych porażkach „Longer” postanowił postawić wszystko na jedną kartę i zdecydował się na przeprowadzkę do Poznania, gdzie pod okiem Andrzeja Kościelskiego, trenera klubu Ankos MMA, zaczął szlifować formę. Na efekty nie trzeba było długo czekać. „Longer” związał się z organizacją ACB i tam ponownie wrócił na ścieżkę błyskawicznych zwycięstw, która ostatecznie otworzyła mu ponownie drzwi do organizacji KSW.

Brazylijczyk Luis Henrique swoją zawodową karierę w MMA rozpoczął rok później niż Michał Andryszak i ma dziś na swoim koncie dziesięć stoczonych pojedynków mniej. Zdobył jednak spore doświadczenie walcząc zarówno pod skrzydłami brazylijskich organizacji, jak również największej marki światowego MMA, amerykańskiego UFC.

Marcin Tybura vs. Luis Henrique na UFC 208

Dokładnie dziesięć walk, w tym osiem wygranych, otworzyło Brazylijczykowi drogę do UFC. Luis w amerykańskiej organizacji stoczył sześć pojedynków z takimi zawodnikami jak: Francis Ngannou, Dmitrii Smoliakov czy Marcin Tybura. Dwa zwycięskie boje nie zapewniły mu jednak stałego miejsca w organizacji. Po zakończeniu współpracy z UFC, Henrique wrócił do Brazylii, gdzie ponownie zawalczył i szybko wygrał przez poddanie.

Dziś Brazylijczyk ma na swoim koncie siedemnaście walk, z których dwanaście zakończyło się przed czasem. Henrique potrafi zarówno nokautować jak i poddawać swoich rywali, a w najbliższy weekend miał, na gali Battle on Volga 12, zmierzyć się ze słynnym Alexandrem Emelianienką. Do pojedynku jednak nie dojdzie, dzięki czemu Luis będzie miał okazję zaprezentować się polskiej publiczności.

Wszystko wskazuje na to, że pojedynek pomiędzy Michałem Andryszakiem i Luisem Henrique może zakończyć się przed czasem. Czy jednak faktycznie tak potoczą się losy tego starcia i który z zawodników wyjdzie z niego jako zwycięzca? Przekonamy się już 18 maja, podczas gali KSW 49 w Ergo Arenie.

źródło: KSW

Poprzedni artykułUFC 237 – Typowanie
Następny artykuł5 rzeczy, których nie wiesz o Rose Namajunas
Zakochana w MMA od chwili, gdy na gali KSW 13 w 2010 r. zobaczyła Krzyśka Kułaka wjeżdżającego do Spodka wozem opancerzonym, tuż przed walką z Vitorem Nobregą. Zaskakująco szybko połapała się, że KSW to nie nazwa sportu. Każda gala MMA to dla niej święto. Podczas pojedynków swoich ulubieńców zdziera gardło na doping, a w przerwach krytycznym okiem przygląda się organizacji gali i strojom publiczności (jak każda „baba”). W zawodnikach ceni nie tylko umiejętności, ale też pierwiastek szaleństwa. Uwielbia Conora McGregora, Mirko Cro Copa oraz Daniela Omielańczuka i Janka Błachowicza. Nie wyobraża sobie MMA bez komentarzy Jurasa i jest przeszczęśliwa od czasu, gdy gale UFC emitowane są na antenie Polsatu Sport.