Jon Jones nie marnuje czasu i już ustawia sobie kolejną walkę o wielką kasę. O dziwo nie mierzy wcale w mistrza wagi ciężkiej, a zdecydowanie niżej bo w emerytowanego i z mocno wątpliwą reputacją – byłego mistrza Brocka Lesnara, wbijając przy tym szpilę aktulanemu królowi dywizji do 120 kilogramów.

W tej chwili Stipe prezentuje się bardzo imponująco. Wierzę, że jeśli bardzo utalentowany „duży” zawodnik stanie na przeciwko równie utalentowanego „mniejszego” zawodnika, to wiele argumentow będzie po jego stronie. Natomiast ja się nie boję, jeśli uderzam to z jakiegoś powodu.

Kiedy został zapytany czy jest zainteresowany taką walką jeśli Brock Lesnar nie wróci, nie był specjalnie podekscytowany:

Wydaje mi się, że Stipe nie jest znany przez większość społeczeństwa. Według mnie to nie byłaby prawdziwa „super-walka”. Myślę, że fani MMA byliby zachwyceni, ale pozostałych ta walka wcale by nie interesowała. Z całym szacunkiem, ale naprawdę większość ludzi nie wie kim on jest. Więc jeśli mam się poświęcić będąc tym „mniejszym” gościem, to myślę, że walka z Brockiem ma więcej sensu, a wypłaty byłyby ogromne. To by zrobiło bardzo dużo dla naszego sportu. Miałoby dużo większy wpływ. Z wielu powodów walka z Brockiem Lesnarem ma dla mnie po prostu większy sens.

Trzeba przyznać, że Jones ma rację. Fani MMA na pewno chętniej obejrzą walkę z Miocicem, ale z pewnością gdy do klatki wejdzie Brock Lesnar to nie przełączą kanału. Jak pisaliśmy TUTAJ, były mistrz wagi ciężkiej odpowiedział na propozycję Jonesa, którą wygłosił na chwilę przed opuszczaniem oktagonu.

 

źródło: MMAmania.com