Krzysztof Jotko (20-4), który efektownie powrócił na ścieżkę zwycięstw w organizacji UFC podczas gali w St. Petersburgu w kwietniu tego roku, upatrzył sobie kolejnego rywala.

Walczący dla największej organizacji MMA na świecie od 2013 roku Krzysztof Jotko, ma za sobą wzloty i upadki w zawodowej karierze fightera. Po imponującej serii czterech wygranych z rzędu pod szyldem UFC w latach 2014-2016, przyszedł dużo trudniejszy czas: trzy porażki odniesione w starciach z Davidem Branchem, Uriah Hallem oraz Bradem Tavaresem.

Po ostatniej walce Polak zmagał się dodatkowo z poważną kontuzją, która na długie miesiące wykluczyła go treningów. Wreszcie fani zawodnika doczekali się jego powrotu do oktagonu na drugiej rosyjskiej gali w historii UFC. Tu również nie obyło się bez trudności – na krótko przed wydarzeniem z karty wypadł rywal Krzyśka, Roman Kopylov, a jego miejsce zajął Alen Amedovski. Nie bez znaczenia pozostawało także to, iż walka w St. Petersburgu, miała być ostatnią w aktualnym kontrakcie Polaka z UFC.

Ostatecznie, Jotko po profesorsku rozprawił się z debiutującym w UFC przeciwnikiem, rozbijając go i dominując na dystansie 3 pełnych rund. Taka wygrana daje nadzieję na to, iż organizacja zdecyduje się na podpisanie nowej umowy z Polakiem.

Sam Jotko nie zasypia gruszek w popiele. Właśnie wyzwał do boju za pośrednictwem Twittera Eliasa Theodorou (16-3):

„Hej, Elias! Kilka lat temu chciałeś się ze mną zmierzyć, zatem… zróbmy to, w lipcu/sierpniu. Co Ty na to?”

napisał Polak.

Na reakcję Theodorou nie trzeba było długo czekać:

„To byłby zaszczyt, móc dzielić z Tobą klatkę…”

odpowiedział.

Kanadyjczyk, skądinąd solidny zawodnik wagi średniej, znany jest z niezbyt porywającego stylu walki i regularnego dowożenia pojedynków do decyzji sędziowskiej. W miniony weekend Elias przegrał z Derekiem Brunsonem. Była to jego pierwsza porażka od lipca 2017 roku, przerywająca dobrą passę  trzech zwycięstw, odniesionych kolejno nad Danielm Kelly, Trevorem Smithem oraz Erykiem Andersem.

źródło: Twitter