Marian Ziółkowski zabrał po raz pierwszy głos w kwestii wycofania się z pojedynku z Salahdinem Parnassem. O problemach zdrowotnych, które wykluczyły go ze starcia opowiedział Arturowi Mazurowi w programie Klatka po klatce.

Podczas gali KSW 75, doszły do nas fatalne informacje. Marian Ziółkowski wypadł z pojedynku z Salahdinem Parnassem, a jego miejsce zajął ostatni pretendent do pasa kategorii lekkiej – Sebastian Rajewski, który z Francuzem powalczy o tymczasowy pas mistrzowski w dywizji do 70 kg. W programie Klatka po klatce prowadzonym przez Artura Mazura, „Golden Boy” zabrał głos w sprawie kontuzji, która wykluczyła go ze startu na KSW 76.

Dużo by mówić, dużo różnych rzeczy się nałożyło. Też nie chcę jakichś super szczegółów podawać, ale mogę tak podać zarys, jak to wyglądało. Myślę, że kluczem jest walka z Sebastianem Rajewskim, po samej walce czułem, że mam mocno obity piszczel, bardzo dużo kopałem go wtedy po łydce, niektóre kopnięcia trafiały, ale niektóre zahaczały o kolana. Myślę, że sobie coś musiałem zrobić w piszczel, po walce jest ta euforia, adrenalina, bo po walce powinienem pójść do lekarza i zobaczyć, czy coś tam się wydarzyło, ale właśnie przez tę euforię człowiek sobie myśli 'a walka wygrana, zagoi się, nie będę trenował, tylko sobie odpocznę, więc będzie wszystko w porządku’ i myślę, że to był duży błąd. O ile wszystko się zregenerowało i wydawało się, że jest w porządku, jak tylko wróciłem do mocniejszych treningów przed wyjazdem do Stanów, okazało się, że coś mi się z nogą dzieje, a wcale to nawet nie były jakieś mocne sparingi, że mocno kopnąłem, tylko po prostu kopałem, kopałem potem worek i to pokazało, że coś musiało być z piszczelem, jakieś pęknięcie czy jakieś zwapnienie się zrobiło. Jak zacząłem uderzać tą nogą, to pierwszy raz coś takiego miałem, że noga mi spuchła. Zrobił się czerwony krwiak i co ciekawe, miałem gorączkę, wysoką temperaturę, nigdy nie miałem gorączki przez taki uraz. Od razu głosiłem się do doktora Nagraby w MD Clinic i też właśnie fajne, że MD Clinic jest połączone z KSW, że tu nie będzie żadnego kombinowania, że zawodnik sobie znajdzie swojego jakiegoś lekarza i będą jakieś „przekręty”. Doktor Nagraba od razu stwierdził, że tam jest siedmiocentymetrowy krwiak, że zakrzepy mi się porobiły. Musiałem przez ponad trzy tygodnie robić sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe w brzuch. 

– powiedział mistrz kategorii lekkiej KSW, dodając, że cała ta sytuacja miała miejsce na krótko, bo około tydzień przed jego wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, gdzie wraz z Sebastianem Przybyszem odbył obóz przygotowawczy w klubie Kill Cliff.

Już w samych Stanach, jak zacząłem trenować to byłem na antybiotykach. To były około trzy antybiotyki dziennie, leki przeciwzakrzepowe, przeciwzapalne, przeciwbólowe i tak naprawdę, jak zacząłem już trenować, to w dniu, w którym zacząłem trenować, to dwa dni wcześniej przestałem brać te antybiotyki, więc rozmawialiśmy z Arturem [przyp. red. – Ostaszewskim, menadżerem Ziółkowskiego], że ten tydzień, który przeszedł w Stanach pokazał, że fajnie się ruszam, że nie widać tego, że byłem na antybiotykach, ale w drugim tygodniu było widać dużo większą poprawę, że wróciłem do starej formy. Mimo, że w tym pierwszym tygodniu nie było źle, to w drugim było widać, że byłem na tych antybiotykach, a w trzecim wszystko zaczęło się sypać. Ta noga goiła się, ale bardzo powoli. Nawet jak nie kopałem tą nogą, to i tak zapasy, parter, to wszystko było cały czas dotykane, ugniatane. No i potem coś się stało z plecami, że praktycznie cały ostatni tydzień w Stanach, od poniedziałku się męczyłem z plecami, a w ostatnich dniach, czwartek-piątek coś mi się stało w kolanie. To było takie dziwne, bo to nie były urazy wywołane jakąś konkretną akcją na treningu, na sparingu, tylko poczułem, jakby mi się sypało zdrowie.

Ziółkowski dodał, że zaraz po powrocie ponownie zawitał do doktora Nagraby, który wyjaśnił mu, że cały czas miał stan zapalny w organizmie, który sprawiał, że organizm nieustannie musiał się bronić, a broniąc się, był cały czas podmęczony, do tego problem spotęgował fakt mocnych treningów dwa razy dziennie i to sprawiło, że kontuzje, które same szybko by się zaleczyły, stawały się poważnymi urazami.

W odpowiedzi na pytanie prowadzącego odnośnie rokowań i przybliżonej daty ewentualnego powrotu do klatki, Marian Ziółkowski stwierdził:

Nie jest to aż tak poważna kontuzja. Jak naderwałem więzadło w 1/3 do Normana Parke’a, to mimo, że to też nie była jakaś super poważna kontuzja, tylko wykluczyła mnie na miesiąc treningów, to czułem, że była bardziej poważna niż to, co mi się teraz działo. Ogólnie, w plecach nie wiem do końca, co mi się stało, dr Nagraba powiedział, że coś naderwałem, ale powiedział, że to nie jest bardzo poważna rzecz, właśnie lekami i zabiegami fizjoterapeutycznymi można to będzie zaleczyć, a z nogą był o tyle problem, że przetarła mi się kaletka i mi się płyn rozlał. Ten płyn sięgał do końca łydki. Byłem na zabiegu u dra Nagraby, wyciągnęli mi strzykawką sporą ilość płynu. Wyciągnęli płyn, podali jakiś lek, więc ta noga, jak to było we wtorek, to czuję, że już jest w porządku. Jeszcze nie biegam, ale już mam ochotę biegać, ale stopuję się, żeby nie przesadzić. Widzę, że te antybiotyki, okłady, to wszystko pomaga i problem staje się coraz mniejszy. Może nie jest to jeszcze moment, żebym kopał, ale myślę, że za 2-3 tygodnie będę już mógł kopać. Więc podsumowując, te wszystkie urazy, jakie mi się zrobiły, wykluczają mnie przede wszystkim z mocnego treningu. Jakbym się uwziął, to mógłbym wyjść do Parnasse’a, jakaś blokada i zrobiłbym, co się da. Ale ja nie jestem w tej pozycji, jestem mistrzem, trzeci raz obroniłem pas, walka z takim mocnym gościem, ja muszę tam wyjść w najlepszej formie, w jakiej tylko się da, a nie, że będziemy robić wszystko, żebym tylko mógł wyjść. Realny termin powrotu? Zakładając, że za około miesiąc, od połowy listopada, będę już mógł się mocno przygotowywać, to myślę, że na luty, jakby była gala pod koniec lutego czy w środku, to myślę, że już byłbym gotowy tak na 90%.  

„Golden Boy” dodał jednak, że być może luty będzie zbyt wczesnym terminem dla jego przyszłego przeciwnika, co przesunie starcie na marzec bądź kwiecień. Nie jest mu to szczególnie na rękę, gdyż głód walki sprawia, że już teraz chciałby się bić.

Cały rozmowa m.in. z Marianem Ziółkowskim do obejrzenia poniżej:

Zobacz takżeJan Błachowicz o braku Jocza w narożniku i odejściu części ekipy z WCA: „Słabe, przykro mi z tego powodu”

Materiał powstał we współpracy z partnerem