Znany ze swojego szalonego stylu Mike Perry (12-3) z szacunkiem podchodzi do najbliższego przeciwnika – Donalda Cerrone (33-11, 1 NC), ale jego plany sięgają już za listopadową walkę.

Wschodząca gwiazda akcji dywizji półśredniej ma nadzieję rozbić bank w nadchodzącym pojedynku z „Kowbojem”.

Ciężko nie zauważyć, że fighter stał się jedną z medialnych osobowości UFC. Perry’ego dało się zauważyć z kilku niechlubnych powodów, takich jak bagatelizowanie rasistowskich zapędów narożnika, problematyczna przeszłość, czy opowiadanie niedorzecznych historii o Tillu.
Jak wiadomo, umiejętność robienia wokół siebie szumu, to ostatnimi czasy cecha wręcz pożądana przez organizację. Zdobycie uwagi UFC poskutkowało tym, że od wygranej z Dannym Robertsem w prelimsach UFC 204, Perry walczy tylko na kartach głównych, nawet pomimo nijakich przegranych. Teraz, po ostatniej wygranej z Paulem Felderem, ma kolejne dobre zestawienie – tym razem zawalczy z Donaldem Cerrone, na listopadowej gali UFC w Denver.

Kontrowersje pojawiają się nie tylko w pobocznych działaniach zawodnika, ale i właśnie w najbliższym pojedynku. Od czasu przenosin Perry’ego do klubu JacksonWink wiosny tego roku, on i Cerrone spędzali razem czas nie tylko na macie jako sparingpartnerzy, ale i poza nią. W ostatnim wywiadzie Perry’ego dla Radia Submission, zdaje się on być gotowy zostawić to za sobą i odebrać dziedzictwo Kowboja:

Po prostu weźmy ten hajs. Gość był wobec mnie w porządku, ale UFC robi co chce. Chcą zestawić walkę, a ja zrozumiałem, że prędzej czy później (w ciągu roku, dwóch), prawdopodobnie zawalczę z kimś z JacksonWink. Więc jest jak jest. Walczymy. Czy chcę tych pieniędzy w takim razie? Jasne, potrzebuję ich. Mógłbym skopać mu tyłek też za darmo, ale skoro mogę zgarnąć 10 patyków… Mam nadzieję, że będzie tak samo dziko, a może i bardziej, niż podczas walki z Paulem Felderem – dodał Perry, przewidując, w jakim kierunku ten pojedynek może się potoczyć. – Mam nadzieję, że będę mógł go skończyć – zawsze szukam zakończeń przed czasem. Nie interesuje mnie poddanie, ale jeżeli się odsłoni, to spróbuję to wykorzystać. Jednak, moim celem nadal jest jego twarz i położenie go między pierwszą a trzecią rundą.

A co zrobi Mike z zarobionymi pieniędzmi?

Wziął mnie na strzelnicę, byliśmy na jego łodzi, uczył mnie surfować. To było całkiem fajne. On ma to wszystko, pieniądze, czas, a my jesteśmy w krwawym biznesie. Masz pieniądze, masz rozgłos. Jak je zdobędę, to też kupię sobie łódź i będę wypływał surfować kiedy zechcę.

mówi „Platinum”, wspominając czas spędzony z Cerronem.

Wygląda na to, że wraz z wygraną w listopadzie Perry planuje kolejną walkę. Jego przeciwnikiem nie będzie raczej Darren Till (z którym również spędził trochę czasu na treningach), ale wszystko wskazuje na to, że naprawdę chciałby zmierzyć się z byłym posiadaczem interima, Colbym Covingtonem. Colby wprawdzie jest samozwańczym zawodnikiem z niezwykle przemyślanym planem walki, za czym stoją jego niezmordowane kardio i świetne zapasy, ale Perry wierzy, że znalazłby na to sposób:

Jeżeli zapomnimy o paru rzeczach, na przykład o tym, że Colby jest zwyczajną małą dzi*ką, to biorę walkę w każdym momencie. Till też byłby świetny, mega szacun dla jego umiejętności i tego, co ten dzieciak już zrobił. Szacunek do Colby’ego mam tylko w jednym względzie – zdobył coś, czego ja jeszcze nie miałem okazji – pas tymczasowy. Dołóżmy do tego naprawdę mocny trening – siła, zapasy, kardio, wszystko tu jest. Gość codziennie biega w górach, sam Till przyznał, że jest praktycznie nie do zdarcia. To właśnie tym wywiera presję na innych. Chcesz na mnie leżeć w trakcie walki? To trochę za mało. Jak będę miał okazję, wsadzę ci palec do oka.

powiedział Perry.

Ten plan prawdopodobnie prędzej da Mike’owi dyskwalifikację, ale to MMA, gdzie ustalone zasady często bywają naginane.

autor: Katarzyna Wilkosz

źródło: bloodyelbow