Stephen Thompson (16-4) na UFC 264 skrzyżuje rękawice z Gilbertem Burnsem (19-4). „Wonderboy” nie ukrywa, że w tym starciu widzi swoją wielką szansę, by sięgnąć po walkę pas.

Po pojedynku z Tyronem Woodleyem (19-7) na UFC 209 kolejni przeciwnicy Thompsona znajdowali się w rankingu niżej od niego. Teraz role się odwrócą, ponieważ to Burns w rankingu zajmuje wyższą lokatę, co cieszy Thompsona. Zawodnik jest też zadowolony z tego, że UFC wytypowało właśnie Burnsa na jego najbliższego rywala, ponieważ widzi w tym starciu ogromny potencjał. Jeśli walka rozegra się w stójce, to Thompson ma szansę na wygraną, jeśli natomiast pojedynek przeniesie się do parteru, starcie zdominować może Burns.

„Wonderboy” szykuje się więc na wymagającą bitwę i zaznacza, że stara się rozpracować wszystkie zagrania, na które może zdecydować się rywal. Zakłada, że będzie dążył do sprowadzeń, jednak nie wyklucza też, że będzie markował takie zagrania, by prawą ręką zbliżyć się do jego szczęki i szukać okazji, by go znokautować.

W tym wypadku Thompson zapowiada, że skupi się na obronie przed sprowadzeniami:

Wierzę w swoje umiejętności, które pozwolą mi wstawać z parteru i pracować dalej w stójce. Plan jest taki – wychodzę tam, by pokazać wszystkim, na co mnie stać. Wiem, że idę po zwycięstwo.

„Wonderboy” wierzy również, że wygrana zagwarantuje mu miejsce w ścisłej czołówce tuż obok Colby’ego Covingtona (16-2) i Leona Edwardsa (19-3), którzy stoją w kolejce do walki o pas z Kamaru Usmanem (19-1).

źródło: bjpenn.com