Jesteśmy już po ostatniej walce Nigeryjczyka. Kolejnej mistrzowskiej, kolejnej wygranej w wadze średniej. Adesanya wygrał w rewanżowym starciu z Robertem Whittakerem przez decyzję. I od razu pojawiły się głosy, że „The Last Stylebender” jest nie do zdjęcia z tronu dywizji średniej.

Bilans walk Nigeryjczyka jest bardzo imponujący (22-1). Tylko jedna przegrana, i to z wyprawy do dywizji wyżej, gdzie przegrał na punkty z ówczesnym mistrzem półciężkiej UFC, Janem Błachowiczem.

Po tym jak Israel po raz drugi pokonał Whittakera od razu zapał fanów MMA ostygł. Według wielu z nich, dopóki nie pojawi się ktoś nowy, to Adesanya nie ma szans na groźnego przeciwnika. Istniała jeszcze przed tą walką szansa, że australijski zawodnik nie popełni błędów z ich pierwszego starcia, wyciągnie wnioski i to on stanie na środku klatki z mistrzowskim pasem. Może i Whittaker wyciągnął wnioski, ale chyba tylko takie, które pozwoliły mu walczyć z mistrzem na pełnym dystansie. Nie zdobył jednak wystarczającej dominacji by uzyskać najwyższe noty na kartach sędziowskich. Szans na trzecią walkę raczej nie widać, chociaż sam Australijczyk radzi sobie przecież w dywizji średniej UFC naprawdę znakomicie – od 2014 roku w UFC Robert Whittaker przegrał tylko dwie walki – obie z Adesanyą. Kto wie, może znowu wywalczy sobie okazję do bycia pretendenta o mistrzowski pas. Ale czy jest jakiś sens ponownego zestawienia?

Póki co aktualny mistrz musi szukać nowych wyzwań. Na horyzoncie jawi się walka z Jaredem Cannonierem, który na tej samej gali pokonał Dereka Brunsona przez KO i przesunął się wyżej w topie dywizji. Amerykanin po starciu natychmiast zawołał o starcie z Nigeryjczykiem. Cannoniera znamy dobrze z wagi półciężkiej (a walczył przecież i w ciężkiej), ale trzeba przyznać, że transfer wagę niżej wyszedł mu na dobre. W tym bilansie ma tylko jedną porażkę i to z nie byle kim, a samym Whittakerem. Zapewne to o wiele lepsza opcja dla Israela niż Brunson, z którym przecież mistrz już walczył w 2018 i pokonał go pewnie przez TKO w pierwszej rundzie.

Zresztą, gdyby się przyjrzeć to tak naprawdę w topie dywizji uchowało się niewielu zawodników, których „jeszcze” nie pokonał Adesanya. Z Marvinem Vettorim walczył dwa razy i dwa razy go pokonał. Na swoją okazję czeka nowa „gwiazda” średniej, 30-letni Amerykanin – Sean Strickland. Natomiast możemy skreślić Paula Costę, który nie pokazał w walce z Israelem zbyt wiele, więc w jego przypadku szanse na rewanż są dość niskie.

Jak już wiemy podróż do półciężkiej zakończyła się dla Israela porażką, więc coraz częściej mówi się o przeciwniku z dywizji półśredniej, skoro w matczynej nie pozostało wielu solidnych rywali. Tylko czy to ma sens, skoro jako jeden z głównym powodów dominacji Adesany podaje się jego warunki fizyczne.

Zróbmy więc sobie małe porównanie z ostatnimi rywalami z tej dywizji:

Israel Adesanya —– Robert Whittaker — Marvin Vettori — Paulo Costa

Najbliżej gabarytowo jest Anderson Silva (wzrost: 188 cm, zasięg: 197 cm) , ale i z nim już walczył i wygrał Israel, jeszcze zanim walczył o tymczasowe mistrzostwo UFC. Bardzo podobne warunki ma Jan Błachowicz (wzrost 188 cm, zasięg: 198 cm), i wielu wskazuje, że tylko przeciwnik zbliżony gabarytami do mistrza średniej może mu zagrozić. Fakt, bo ciężko uznać Silvę za mocnego rywala, skoro swój najlepszy czas Brazylijczyk ma już dawno za sobą. Ostatecznie wyszło na to, że owszem, warunki fizyczne mają znaczenie, o ile dodamy do tego większą wagę. Dziś takie szanse Israela (zweryfikowane w walce z Polakiem) o zawojowaniu półciężkiej można odłożyć na półkę. Chociaż warto przypomnieć jako ciekawostkę, że zanim ustawiono walkę o pas półciężkiej pomiędzy dwoma mistrzami to wcześniej mówiło się czasem o zorganizowaniu walki Israela z Jonem Jonesem. Tutaj już przewaga Amerykanina jest zauważalna: wzrost 193 cm, zasięg 213 cm!

Jak na tym tle wygląda najbardziej prawdopodobny rywal Israela? Jared Cannioner jest niższy niż pozostali wymienieni (wzrost 180 cm), ale nadrabia to zasięgiem rąk: 197 cm.

Gdyby to było takie proste upatrywać szans tylko wyłącznie na podstawie cyferek, ale nie jest. Chociaż fakt to (póki co) niezaprzeczalny, że w dywizji średniej warunki Adesanyi wydają się nie do przeskoczenia dla przeciwników. Te idealne warunki oraz ogromne doświadczenie kickbokserskie sprawia, że Nigeryjczyk jak póki co świetnie unika parteru by rozliczać rywali na ciosy, samemu unikając szkód w stójce. To połączenie sprawia, że ciężko będzie zdetronizować „The Last Stylebendera”.

Niewiele mniejszy od Israela Błachowicz w wadze półciężkiej ustawił mistrza średniej w parterze. A nie oszukujmy się, wybitnym parterowcem Polak nie jest, ale sprytny plan punktowania podróżnika ze średniej zadziałał idealnie.

Za to nieźle uzdolniony w tej kwestii jest mistrz wagi półśredniej, Kamaru Usman. I oczywiście warto zerknąć i na jego warunki fizyczne: wzrost 183 cm, zasięg 193 cm. Póki co Adesanya radził sobie z parterowcami w średniej właśnie dzięki swoim gabarytom. Wysokim zawodnikom o długich łapskach łatwiej unikać parteru, szczególnie z tak wymaksowaną postawą stójkową.

Gdyby doszło do takiej walki to byłby prawdziwy hit: dwóch nigerysjkich mistrzów UFC na przeciwko siebie, tylko sobie to wyobraźcie.

Ale nie wiemy czy do tego dojdzie,, bo w średniej wciąż czeka jeszcze trochę roboty. Póki co wydaje się, że najbliżej szansy starcia z niepokonanym mistrzem tej dywizji jest Jared Cannonier i byłoby smutno zakładać z góry, że Amerykanin wiele nie zwojuje.

A jednak pozycja Israela wydaje się nie do podważenia. Dwa razy pokonał najlepszego (oprócz siebie) zawodnika w tej dywizji, resztę także poustawiał i nikt nie był nawet blisko by zagrozić Nigeryjczykowi.

Można się więc rozglądać na tym terenie, ale aktualnie wychodzi na to, że w najbliższym czasie nie szykuje się zmiana na tronie. Oczywiście dywizja średnia nie jest dosłownie zablokowana, ale bycie w topie nie gwarantuje mistrzowskiego pasa dopóki posiada go Israel Adesanya.