(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

Jeden z najbardziej kontrowersyjnych zawodników MMA w naszym kraju, zawodnik KSW w wadze ciężkiej, Kamil Waluś, opowiedział nam o przyjaźni z Alistairem Overeemem, półrocznym wyjeździe do Stanów Zjednoczonych, a także o tym, jak radzi sobie z „haterami”. Zapraszamy.

  • W ostatnim czasie na jednym z portali społecznościowych doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy Tobą a Mirosławem Oknińskim. Trener Okniński zarzucił trenerowi Jeleniewskiemu, że jest słabym trenerem, oberwało się też i Tobie. Jak sądzisz czym ten „atak” jest spowodowany?

Wiesz, nie chce mi się o tym gadać, to było totalnie bez sensu. Lepiej będzie jak wstrzymam się od komentarza.

  • Po przegranej walce z Olim Thompsonem słuch po Tobie zaginął. Jakie były tego przyczyny?

Wiele kwestii do tego doprowadziło. Kiedyś na pewno napisze rachunek sumienia (śmiech). Musiałem pookładać sobie wszystko w głowie.

  • Ponownie będziesz sparingpartnerem Alistaira Overeema. Możesz powiedzieć, jak do tego doszło i czego oczekujesz po tym wyjeździe?

Przecież ja tylko torby nosiłem (śmiech). W Blackzillians oddałem serce i zdrowie na macie. To, jaki jestem na co dzień, chyba musiało przypasować Alistairowi i najzwyczajniej w świecie zostaliśmy przyjaciółmi (śmiech). Zaproponował zatem i tym razem, abym przyjechał. A czego oczekuję po tej wyprawie? Chce wrócić mentalnie inny, taki jak po pierwszym razie. Po prostu odległość od domu i znajomych działa na mnie motywująco.

  • Jesteś zawodnikiem który ma wielu przeciwników, haterów. Jak sobie z tym radzisz i uważasz że czym jest to spowodowane?

Na szczęście jest coraz więcej fanów. Kilka kwestii napędziło te hate’y. Po pierwsze – na początku z tym sobie nie radziłem i odszczekiwałem. Mama zawsze mówiła ze jak ktoś będzie obrażał Ciebie, rodzinę lub bił słabszych, to wal w zęby, a ona zapłaci (śmiech). Luźnie wrzucone pokazuje, że nie umiałem przejść z cywila do zawodnika. Po drugie waga, która de facto nie jest problemem życiowym, bo nie czuje się jak w tych komentarzach, na powodzenie nie narzekam, więc nie jest źle. A że ostatnio widziałem, że Ewa Farna jest tez ciśnięta od grubasów (śmiech), to po prostu przetłumaczyłem żółte papiery.

  • Ponownie spytam o Alistaira. Możesz nam zdradzić jak wyglądają Wasze relacje? Masz ciągły kontakt z Alistairem?

Kontakt mamy cały czas. Co więcej miałem lecieć po walce do Tajlandii do niego, ale niestety głowa za mocno bolała. Relacje jak wyżej napisałem. Dobre, koleżeńskie. To normalny człowiek jak Ty i ja. Kwestia czy to jak żyjesz, jak się zachowujesz i jakim człowiekiem jesteś odpowiada komuś obok.

  • Jak wygląda typowy dzień zawodnika MMA w Stanach?

Tak samo jak zawodnika MMA w Polsce, który ma sponsorów i może tylko skupić się na trenowaniu i podnoszeniu swych umiejętności.

  • Gdzie dokładnie będziesz trenował?

Jeszcze przed wylotem będę trenował też w innych miejscach. Zaczynam w Ura Fight Club na zaproszenie mojego kolegi Ernesta. Później Londyn ale jeszcze planów nie mam. Umówiony tez jestem, że przylecę do Andrzeja Fonfary na tydzień treningów. Bardzo w porządku z niego człowiek.

  • Po ostatnim KSW pojawiły się głosy, by zestawić Cię z Pawłem Słowińskim. Sam Martin Lewandowski na Twitterze przychylnie mówił o tym zestawieniu. Co o tym myślisz?

Zawalczę z „prawie” każdym kogo dadzą mi włodarze KSW. Z Pawłem się zapoznałem, sympatyczny gość. Po walce na pewno byśmy wypili piwo.

  • Jak ustosunkujesz się do dyskwalifikacji Anzora Azhieva na ostatnim KSW?

Sędziowie tak zadecydowali, po proteście jeszcze raz, więc chyba Anzor wie, że to było niepotrzebne. Ale taki jest sport. Anzor to talent „international level” (śmiech).

  • Jeśli jesteśmy przy KSW, czy gdybyś był podstawiony pod ścianą, to zawalczyłbyś z Marcinem Rózalskim?

Mam w życiu jakieś zasady. Czasem niektóre łamie delikatnie, bo nikt nie jest „perfect”. Ale Różal to dla mnie ktoś więcej niż tylko kolega. To ktoś, od kogo czerpię dużo myśli życiowych, bo się po prostu z nimi zgadzam. Ktoś, kto w pewnych kwestiach jest dla mnie wzorem. Ktoś, kto pomagał mi w treningach bezinteresownie. I teraz ja mam się sprzedać jak ten leśny elf na trasie? Nie. Nie umiałbym wyzwolić w sobie agresji, by bić się z Marcinem na 100%, tylko 30%, zresztą on wie (śmiech). Poza tym, nie oszukujmy się, zajechałby mnie jak orka delfina (śmiech). Stanowcze nie, nie ma takiej opcji.

  • Zostawmy MMA. Co poza sportem interesuje Kamila Walusia?

Poza MMA na pewno filmy. Jestem kinomaniakiem,  czasem wolę nawet iść sam do kina, żeby lepiej się skupić (śmiech). Ale ogólnie to sport i ostatnio Bear Grylls.

  • Skąd pseudonim „Bałtowski T-Rex”?

Od sponsora Jura Park Bałtów. Tyranozaur Rex jak w nazwie Król drapieżników.

  • Ostatnio byłeś gościem w „Top Chefie”. Jak wrażenia? Jedzenie było dobre?

Bardzo fajnie było, szkoda tylko, że nie wszystko puścili (śmiech).

  • Dzięki za rozmowę.

Również dziękuję, chciałbym podziękować sponsorom którzy, ze mną zostali – firmie Patio Color i Marbet oraz trenerom i zawodnikom, których spotkałem dotychczas i mi dużo pomogli. W szczególności pierwszy i ostatni mój trener Łukasz Jurkowski, podziękowania także dla Piotra Jeleniewskiego, Daniela Omielańczuka, Marcina Rozalskiego i wielu wielu innym. Dziękuję także
 Siłowni Fitness World Augustów i Krzyśka Obrębskiego w pomocy zrobienia formy na wylot.

Rozmawiali Piotr Jagielski i Michał Malinowsky