Powiem tak (a raczej napiszę): jeśli jeszcze raz usłyszę, że to był gest pod publiczkę, to zacznę mordować! Tak bardzo dość mam już tego hejtowania dla zasady, że na przekór tym wszystkim marudom postanowiłam przypomnieć, jak pięknie i podniośle było na Stadionie Narodowym tydzień temu…

Mogli zrobić cokolwiek: ich impreza, ich aktorzy, ich plan działania, ich sprzęt. A co zrobili? Złożyli hołd wspaniałemu artyście, o którym wszyscy mający przyjemność go znać mówili, że to był po prostu dobry człowiek.

Gdy nad Stadionem Narodowym rozbrzmiały pierwsze nuty utworu „Szczęście jest we mnie” publika zamilkła i w ciągu kilku sekund wszyscy fani wstali. Tak, te zbóje, kibole, chamy i draby lubiące MMA oraz celebryci, którzy dostali bilety za bycie celebrytami od innych kolegów celebrytów. Stali i z zachwytem wpatrywali się w telebimy, słuchali, nucili po cichu słowa tego niezwykłego covera Franka Sinatry „My way”, a wielu z nich miało szczere łzy w oczach (tak, co diabła, ja też).

Zobaczcie raz jeszcze jak to wyglądało:


„Kto sprawił to ze żyć się chce, gdy dla was gram los śmieje się.
Nie jestem sam, gdy śpiewam wam szczęście jest we mnie.”

Naprawdę tak trudno uwierzyć, że w „zgniłych” biznesmeńskich duszach organizatorów KSW może tkwić nuta zwykłego ludzkiego szacunku do nieodżałowanego artysty, jakim był Zbigniew Wodecki? Ten wspaniały człowiek z pewnością miał okazję wiele razy śpiewać przed liczną publiką, ale prawie sześćdziesięcioma tysiącami to i Michael Jackson by nie pogardził.

Ja Wam dziękuję, Maćku i Martinie. To było po prostu piękne i absolutnie na miejscu!

 

źródło: YouTube, KSW.tv