MMA w Polsce rozwija się, mamy co raz lepszych fighterów, odnosimy co raz większe sukcesy. Ale czy na pewno? W poniższym tekście nie zamierzam nikogo hejtować, skreślać czy też wyśmiewać. Chciałbym zwrócić uwagę na to jak bardzo jesteśmy „zakochani” w naszych fighterach. Zatem do rzeczy.W Polsce niepodzielnie panuje KSW,  poziom sportowy cały czas się podnosi, karty są co raz bogatsze pod względem sportowym, słowem – idzie dobre. Drugą siłą staje się FEN który rozważnie ale i (nie romantycznie) mądrze kontraktuje młode prospekty. Tu nie ma czego zarzucić. Za granicą także pojawiają się sukcesy. Fenomenalna Joanna Jędrzejczyk obroniła swój tytuł, za chwilę Marcin Held zawalczy o pas Bellatora, Marcin Tybura jest mistrzem M-1, Marcin Łazarz mistrzem BAMMA.

Problem pojawia się gdy zawodnicy którzy zbudowali solidny rekord, nie są zakontraktowani na wyłączność dostają angaż w UFC, tym UFC które teraz kontraktuje prawie każdego. Czasem angaż ten jest spodziewany, lecz czasem to  niespodzianka. Zawsze cieszy gdy kolejny nasz rodak podpisuje kontrakt z największą organizacja świata jednak obawy zawsze się pojawiają. Są zawodnicy którzy w UFC bardzo często się zadomowiają (patrz. Jędrzejczyk, Hallman, Jotko) a są tacy którzy nie spełniają oczekiwań. W tej chwili w UFC mamy dziesięć nazwisk, tylko trzy z nich mają dodatni bilans w UFC, dwóch wyrównany zaś aż pięciu (!!!) ujemny.

UFC Kraków pokazała nam jak na tle europy wypadamy -słabo.  Nasi kompletnie zawiedli, nie podjęli rękawic na własnej ziemi. Irlandczycy, Szkoci potrafią wykrzesać z siebie ogień na swoich galach, wygrywając pojedynki. U nas kończy się to kompletną klapą. Oczywiście można porównywać rywali i sugerować że tamci mają łatwiej. Ale czy na prawdę na galach europejskich jest tak różny matchmaking? Nie sądzę.  Gromią nas, biją nas mocno a u nas jest przekonanie ze będzie lepiej. Przykład Marcina Bandla który hype miał większy od umiejętności pokazał że Zuffa nie patyczkuje się. Po Bandlu będą następni.

Na dzień dzisiejszy o życie w UFC walczyć będą:

  • Piotr Hallman (UFC 2-3)
  • Izabela Badurek (UFC 0-1)
  • Paweł Pawlak (UFC 1-2)

„Bezpieczną” kolejną walkę mają:

  • Jan Błachowicz (UFC 1-1)
  • Daniel Omielańczuk (UFC 2-2)
  • Łukasz Sajewski (UFC 0-1)
  • Damian Stasiak (UFC 0-1)

Jeśli jesteśmy już przy Danielu to warto wspomnieć iż walka w Glasgow to prezent od UFC. Omielańczuk mógł zostać zwolniony po gali w Krakowie, wówczas nikt pretensji mieć nie mógłby. Na szczęście Daniel w świetnym stylu uporał się z De LA Rochą i oddalił ów zwolnienie. Nie zmienia to faktu iż Daniel dalej jest na cenzurowanym.

Kolejny z naszych na gali w Glasgow powinien bardzo uważać. Paweł Pawlak (UFC 1-2) po raz kolejny zaliczył bezbarwny udział w walce. Tak, udział, bo walki niestety „Plastinho” nie podjął. Miał pomóc psycholog, miało być lepiej. Było tylko w Krakowie. W Glasgow wróciły koszmary z debiutu w UFC. Pawlak pokazał się mizernie przegrywając każdą z rund.

Piotr Hallman po imponującym początku kariery w UFC  notuje wyraźny spadek formy. O ile porażkę po równej walce z Gleisonem Tibau można wybaczyć i pretensji mieć sie nie powinno to ostatni występ nie zachwycił. Oczywiście wpływ na tę walkę miał niekompetentny lekarz, jednak „Płetwal” w oktagonie nie zachwycał, wygrywał na kartach punktowych, jednak dał sie trafiać w stójce, stójce którą szlifował w.. Tajlandii.

Izabela Badurek. Nie zrobiła wagi, dała strasznie słabą walkę w Krakowie przegrywając przed czasem. UFC rzadko bo rzadko, jednak czasem zwalnia po jednej walce. Izie upiekło się, zapewne z tego względu iż jest to młoda kategoria wagowa. Gdyby tak nie było to możliwe iż Badurek dołączyłaby do „Bomby”.  Następną walkę trzeba wygrać.

Łukasz Sajewski. Podobna historia do Pawlaka. Z szumnych zapowiedzi nie wynikło nic, zaliczył 15 minut w oktagonie. Tyle można powiedzieć o walce „Wookiego” z Nickiem Heinem. Bez pomysłu, ognia, pomysłu. Była to pierwsza walka Sajewskiego, z pewnością trzeba dać mu kredyt zaufania i ocenić po następnym starciu które musi być lepsze bo jeśli będzie podobne do debiutu..

Jan Błachowicz i Damian Stasiak. Ten drugi wziął walkę kilkanaście dni przed galą, miał trudnego przeciwnika a mimo to była to „najładniejsza przegrana”. Stasiak zaimponował mi i będę czekać na kolejną walkę Polaka. Błachowicz zawalczy z „Rumblem”. Szanse ma niewielkie jednak wygrać można życie. Oceny wystawimy po pojedynku.

Nie jesteśmy potęgą. Organizujemy mnóstwo gal w naszym kraju które są co raz lepsze, walczą na niej co raz to lepsi zawodnicy, jednak gdy przychodzi co do czego i Polak ma zmierzyć się z kimś lepszym to przegrywa. Pewnej poprzeczki przeskoczyć nie możemy, a poza kilkoma nazwiskami nie widać by ktoś miał się wybić. Do UFC trzeba dojrzeć a tego nam brakuje. Nie wiem czy będę cieszyć się z angażu kolejnego Polaka w UFC. Dostać się nie jest trudno, utrzymać się to już problem, zaś zostać zwolnionym i wrócić – arcytrudno. Jestem jednak Polakiem, zawsze będę kibicował naszym. #WAR

Grafika: Margraf – Marek Romanowski/inthecage.pl