(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

Ostatnie dni, tygodnie przyniosły wiele odpowiedzi na kilka nurtujących pytań każdego fana MMA. Dodatkowo byliśmy świadkami gali KSW 28 i chyba najbardziej emocjonującego ostatnimi czasy UFC mając oczywiście na uwadze liczbę reprezentantów naszego kraju. Zaczepiając o wyżej wymienione wydarzenia po śmiałe interpretacje i zabawę w wróżbitę Macieja polskiego MMA wyselekcjonujmy najbardziej oczywiste i abstrakcyjne wnioski.

Oglądając ostatnie KSW można było odnieść wrażenie Deja Vu.. Na pewno każdy młody chłopak, który miał udane dzieciństwo miał styczność z takimi grami jak „Street Fighters”, „Mortal Kombat” albo „Tekken”. Aby ten artykuł nie nabrał charakteru recenzji w/w gier i pamiętnik dobrych dobrych dni nastolatka przejdźmy do meritum. Otóż w każdej grze przechodząc turniej jedną postacią inne były wciąż niezmienne, bardzo rzadko też ulegała zmianie kolejność stoczonych walk z poszczególnymi bohaterami. Takie same wrażenie mogę odnieść oglądając KSW te same twarze, te same – stali bohaterowie, z tym ze trafiają się tzw „bossowie” których trzeba przejść są to zazwyczaj weterani UFC, Pride, Dream . Nie widzę jednak pewnej konsekwencji polegającej na promowaniu zawodników, którzy są już dość wypromowani. Można odnieść wrażenie, iż dla przeciętnego polaka zasiadającego przed telewizorem rywal z jakim może się zmierzyć Mamed, Pudzian, Materla, Różal nie jest ważny, istotne, że obcokrajowiec, z wielkimi mięśniami, najlepiej czarnoskóry lecz nie z  topowym nazwiskiem . Idąc dalej. ilu z zawodników którzy pokazali się z dobrej strony lub ich nazwiska mogły stanowić realne wzmocnienie dla federacji KSW występuje nadal? Są to maksimum dwie walki, gdzie czasami już pierwsza jest walką o pas . Nasi krajanie przechodzą pewną drabinkę w drodze o pas lub o wykreowanie własnego wizerunku i statusu w najsłynniejszej polskiej organizacji natomiast nowo pozyskani zawodnicy- których sprowadzenie częściej przypomina coś w rodzaju wypożyczenia piłkarza na kilka miesięcy są zwolnieni z tego obowiązku. Fenomenalnym przykładem gali gdzie każdy zawodnik zaczyna od pewnego pułapu i nie zdaje egzaminu praktycznego już na pierwszej walce bądź jeszcze przed jej stoczeniem jest (pomijając już UFC) Bellator . Z wyjątkiem dość chaotycznego systemu turniejowego wyłaniającego pretendenta do walki o pas istnieje swoista harmonia. Kilka stoczonych walk = umiejscowienie  w rankingu = stabilność przynależności bla bla bla i koniec w końcu sama walka o pas . Czy KSW nie byłoby barwniejsze gdyby posiadało zawodników z innych państw z kontraktem na więcej walk oczywiście stoczonych w systemie drabinkowym? Na te pytanie warto sobie odpowiedzieć biorąc pod uwagę że niedługo może dojść do paradoksalnej sytuacji, że ilość zawodników na danym poziomie w KSW ubiegających się do walki o pas będzie pomiędzy kolegami  z jednego klubu lub zmieni sie to w sytuację jaką mamy na lini MAterla – Chalidow.

 

Michał Golenia