Israel Adesanya otworzył się w sprawie najtrudniejszego do przełknięcia starcia w MMA, a w zasadzie jego następstw. Jak stwierdza aktualny mistrz dywizji średniej – nie była to przegrana potyczka z Janem Błachowiczem.

Pomimo, że w kategorii średniej nie zaznał jeszcze goryczy porażki – Israel Adesanya nie może się już od jakiegoś czasu pochwalić nieskazitelnym bilansem w zawodowym MMA. Nigeryjczyk stracił zero w rekordzie po pojedynku z Janem Błachowiczem, który odbył się w dywizji półciężkiej. Jak zapewnia jednak „The Last Stylebender”, nie była to walka, którą najbardziej przeżył.

To nie była walka z Janem, zaskakująco. To faktycznie nie była walka z Janem. 

– powiedział Nigeryjczyk na swoim kanale na YouTube, myśl rozwijając:

Jeśli mam być szczery, to była walka z Yoelem Romero. To była pierwsza walka, po której ludzie mówili, że była okropnie nudna.

Po tej walce pomyślałem, że przecież ja walczyłem. On tam po prostu stał. Dlaczego mnie obwiniacie? Fani się ode mnie odwrócili. Pomyślałem wtedy: o co chodzi? Teraz mówią, że jestem gównem.

Nie da się ukryć, że starcie z Kubańczykiem do najbardziej ekscytujących nie należało. Po walce z Yoelem Romero, Nigeryjczyk znokautował w drugiej rundzie Paulo Costę, następnie przegrał z Błachowiczem i powrócił na ścieżkę zwycięstw, jednogłośnymi decyzjami zwyciężając rewanże z Marvinem Vettorim oraz Robertem Whittakerem. Po raz ostatni widziany był w lipcu, gdy wypunktował Jareda Cannoniera. W listopadzie, „The Last Stylebender” stanie do szóstej obrony pasa, mierząc się z Alexem Pereirą w main evencie gali UFC 281.

Zobacz także: Charles Oliveira wyjawia, że Islam Makhachev odrzucił propozycję walki z nim w styczniu w Brazylii: „Zaakceptowali to tam, gdzie chcieli”

źródło: MMAWeekly.com