Wywiad rzeka Lepiej, byś tam umarł to opowieść o poczuciu tożsamości i o walce o lepszą przyszłość, która toczy się nie tylko w błysku fleszy, ale też w codziennym życiu. Ze sławnym polskim sportowcem czeczeńskiego pochodzenia rozmawia Szczepan Twardoch.

Z rozmów z pisarzem Szczepanem Twardochem, zafascynowanym światem sportów walki, wyłania się człowiek o niesamowitej biografii i charakterze. Czeczen i Polak. Dumny góral z Kaukazu, głęboko wierzący muzułmanin i lokalny olsztyński patriota. Troskliwy mąż i ojciec. Wzór twardej, jakby niedzisiejszej męskości i skłonny do żartów chłopak z sąsiedztwa. Czy kiedy uciekał przed wojną i bombami, mógł marzyć, że stanie się jednym z najsłynniejszych, najbardziej podziwianych i kochanych polskich sportowców? Jednym z największych wojowników świata? Kiedyś bał się ciemności i bomb, dzisiaj drży tylko o swoją rodzinę.

Szczepan Twardoch pisze:

O Czeczenii, MMA, dzieciństwie, Rosji, samochodach. O karate, islamie, pradziadkach, kobietach, broni. O Polsce, Olsztynie, boksie, chrześcijaństwie, dżinach, wojnie, nietolerancji. O najtrudniejszych walkach, przyjaźni, sensie życia, lojalności, policji i jeżdżeniu na ośle. O tym wszystkim rozmawiamy z Mamedem Khalidovem.

 

Przedstawiamy fragmenty książki:

Podobno budujesz dom w Czeczenii?

Mam dom rodzinny po dziadkach. Dostałem go od ojca. To duży dom, duża posesja. Nie jest wykończony w środku. Długo stoi pusty, trzeba włożyć w niego dużo pieniędzy, żeby go zrobić. Teraz kupiłem mieszkanie w Groznym i wyremontowałem. Kiedy przyjeżdżam do Groznego, nie muszę się tułać po hotelach i po krewnych. Ten dom mam od ojca w Aczchoj-Martanie, w naszej rodzinnej wiosce, ale na razie nie planuję go remontować, bo to duża inwestycja, a mieszkać tam nie będę. (…) Mój dom jest tutaj.

 Twoi synowie mówią po czeczeńsku?

Niestety nie mówią. Ale teraz próbuję ich uczyć.

(…)

Ale jakoś się do Czeczenii nie zamierzasz przeprowadzać z powrotem?

No nie. Klimat mi nie odpowiada. Lata są strasznie gorące i długie. Ciśnienie inne niż w Polsce. Głowa mnie tam strasznie boli (śmiech).

Masz poczucie, że na tobie ciąży większa niż na innych odpowiedzialność, bo jesteś najbardziej rozpoznawalnym polskim muzułmaninem? Poniekąd reprezentantem społeczności muzułmańskiej w Polsce.

Zawsze mówiłem, że jeśli przyjeżdżasz do obcego kraju, to tym bardziej pamiętaj, że reprezentujesz swoją wiarę, reprezentujesz swoją ojczyznę. I starałem się pokazywać kulturę naszego kraju i naszą religię. Jestem, tak jak stwierdziłeś, osobą publiczną, w dodatku muzułmaninem, więc wszędzie to podkreślałem i mówiłem, i tak było. Czy jestem reprezentantem, czy czuję to obciążenie? Staram się nad tym nie zastanawiać, bo czym miałbym się obciążać? (…) Żyję tutaj od iluś lat i wydaje mi się, że nic złego nie zrobiłem. Jestem muzułmaninem, praktykującym muzułmaninem czy – jak mnie nazywają – radykalnym muzułmaninem.

A jesteś radykałem?

W islamie nie ma pojęcia „niepraktykujący” muzułmanin. W Polsce się mówi, że ktoś jest katolikiem, ale nie praktykuje. U nas tak się nie da: nie praktykujesz, to nie jesteś muzułmaninem. A jeśli praktykujesz, to jesteś fundamentalistą, jesteś – mówi się – radykalnym muzułmaninem. To tylko słowa. Niepotrzebne. Albo jest się muzułmaninem, albo nie, nie da się być troszkę. Ale w żaden sposób nie przeszkadza mi to mieszkać w państwie katolickim, chrześcijańskim. Praktykuję swoją religię i nikt mi w tym nie przeszkadza. Państwo mi nie przeszkadza, wręcz odwrotnie, pomaga mi, bo pozwala mi praktykować swoją religię. Nikomu tym nie zawadzam. Nikomu niczego nie narzucam i mnie nikt niczego nie narzuca.

Zastanawiam się, jak do tego dochodziłeś, do takiej postawy. Jakie były początki?

Był taki ważny moment, dawno temu. Na samym początku mojego pobytu w Polsce. Gdy byłem w studium języka polskiego i pojechałem w ferie zimowe do domu, to bardzo nie chciałem wracać do kraju, do Polski. Miałem siedemnaście lat, tęskniłem, nigdy wcześniej nie wyjeżdżałem na długo. (…) Ojciec mi wtedy powiedział, tkwi w mojej pamięci, jakbym teraz to słyszał…

Co to takiego było?

Bo wtedy powiedziałem, że chcę wracać do domu, że tęsknię i tak dalej, a on na to: „Nie ma problemu, wracaj, to twoja wola, możesz wrócić, będziesz pracował.”. Było do czego wracać, ojciec pracował, był wtedy biznes. Ale on mówił dalej: „Słuchaj, jesteś mężczyzną, zacząłeś coś robić. Wypada, żeby mężczyzna skończył to, co zaczął. To twoja decyzja. Ja ci nie powiem, co masz robić”. To była bardzo ważna rzecz: jeśli coś zaczynasz, to trzeba skończyć. Trzeba być do końca mężczyzną. Jeżeli dzisiaj coś zaczynasz i tego nie kończysz, to przez całe życie może być tak, że coś zaczniesz i nie skończysz. I to mi tak utkwiło w pamięci, tak mnie uderzyło, że po tych słowach straciłem całą chęć powrotu. Zdjęło jakoś ciężar tej tęsknoty. Wszystko mi zdjęło z głowy. Przyjechałem do Polski, zacząłem tutaj studia – trzeba było to robić dalej.

Nigdy nie żałowałeś decyzji, że wybrałeś Polskę?

Nie. Jak miałbym żałować? Nie ma w życiu przypadków.

Jesteś zadowolony z tego, jak się potoczyło twoje życie? Dumny z tego, do czego doszedłeś? Jest ci dobrze ze sławą, z majątkiem? Jest ci dobrze z sukcesem?

Czy mi dobrze z sukcesem? Ja mam troszkę inne podejście, jeśli chodzi o sukces.

Powiedz jakie.

– Nie jestem w tym sam. Sukces, który udało mi się odnieść, nie jest mój, należy do wszystkich w niego zaangażowanych. Przede wszystkim to Bóg tak chciał i tak mnie poprowadził, poza tym są ci wszyscy ludzie dookoła mnie, dzięki którym trenuję. Oni są twórcami tego sukcesu. Muszę mieć wsparcie, przynajmniej w tym sporcie. Nie jesteś sam panem swojego sukcesu. To nigdy nie jest tak, że byłeś tak dobry, że nikogo nie potrzebowałeś.

Bardzo ważna jest też rodzina. W moim przypadku to przede wszystkim mój ojciec. Zresztą cała moja rodzina wspiera mnie w tym, co robię. Bardzo ważni są klubowi koledzy i trenerzy, którzy są też moimi przyjaciółmi. To bardzo fajni ludzie, zresztą głęboko wierzący.

Katolicy?

Tak, głęboko wierzący katolicy. Bardzo mocni w swojej wierze. Jesteśmy braćmi.

Mój sukces jest tak samo sukcesem mojej żony i moich dzieci. Więc dobrze mi z tym, bo mam się tym z kim podzielić.

 

źródło: informacja prasowa, weekend.gazeta.pl
Grafika: weekend.gazeta.pl