Khaos Willims zakończył miniony rok porażką, którą doświadczył z rąk Brazylijczyka, Michela Pereiry. Amerykanin nie potrafi jednak się w pełni pogodzić z werdyktem, o czym opowiedział w rozmowie z portalem MMA Fighting.

Ostatnia porażka z pewnością była dla Khaosa Williamsa (11-2) bardzo dotkliwa, ponieważ przerwała jego wcześniejszą serię aż ośmiu wygranych z rzędu. Pomimo tego, że 26-latek otwarcie mówi, iż jest swoim największym krytykiem oraz kilkukrotnego obejrzenia tego starcia, najzwyczajniej w świecie nie widzi, jak mógł je przegrać.

Zobacz także: Daniel Cormier chwali Makhacheva: „Jest jednym z najbardziej utalentowanych zawodników na świecie”

Nie podnosiłbym rąk, gdybym nie myślał, że zwyciężyłem. W samej walce zawsze znajdzie się miejsce na poprawę, więc oczywiście mogłem zrobić coś lepiej. W kółko oglądałem ten pojedynek. Jestem swoim największym krytykiem. Główny powód, dla którego uważam, że wygrałem jest taki, iż trzymałem kontrolę na środku oktagonu. To ja wywierałem presję, chociaż wcale nie jest to takie łatwe, na jakie może wyglądać. Naprawdę jest trudno, gdy ktoś tańczy dookoła i próbuje uciekać, zamiast szukać konfrontacji. To ja stałem się agresorem, chociaż bardziej czekałem na kontrataki, żeby nie robić tego niestarannie, kiedy on biegał wokół. Nie byłem tak agresywny jak zawsze, ponieważ przez jego ciągły ruch potrzebowałem trochę więcej czasu. To walka, więc każdy ma okazję na trafienie. Ale kontrolowałem środek klatki i wygrałem każdą wymianę. Gdy trafił mnie raz, oddawałem trzykrotnie. Po prostu czuję, że zwyciężyłem.

Dla Pereiry było to drugie zwycięstwo z rzędu. Wcześniej wchodził do klatki we wrześniu, gdy skrzyżował rękawice z Zelimem Imadaevem (8-3). Brazylijczykowi udało się zakończyć ten pojedynek przed upływem czasu, poddając swojego oponenta w trzeciej rundzie.

Źródło: MMAfighting.com