W minioną sobotę po raz pierwszy w historii Konina zadebiutowało MMA jak i organizacja, która tej gali się podjęła. KOMMA, bo taką nazwę nosi ta organizacja, prawdopodobnie lepiej z nazwą trafić nie mogła, ponieważ już w podczas pierwszej gali padły 3 nokauty, a dwa z nich mają szansę na nokauty roku.

Takiej gali jak ta mogą pozazdrościć organizatorzy, którzy mają już kilka eventów za sobą.  Osobiście z hali wychodziłem w pełni usatysfakcjonowany i uśmiechnięty, żyjąc jeszcze walkami, które były godzinę wcześniej, albo i nawet więcej. To wszystko za sprawą widowiskowych walk, których spodziewaliśmy się wszyscy wchodząc na halę, czy wcześniej patrząc na rozpiskę. Na tym evencie mogliśmy oglądać 2 poddania 3 nokauty i 3 decyzje, w tym walka wieczoru.

Głównym daniem dla mieszkańców Konina była walka lokalnego Shootersa- Krzysztofa Klaczka z Jayem Furnessem. Krzysztof niesiony przez doping walczył z Anglikiem całe trzy rundy i wywalczył w nich na kartach sędziowskich zwycięstwo. Oboje podczas trzech rund nie tylko wzajemnie się uderzali w stójce, ale zacięcię walczyli o pozycję w parterze. Warto wspomnieć o dwóch próbach omoplaty, które Klaczek próbował założyć na rękę Furnessa. Ten jednak nie był mu dłużny i również mu zagroził gilotyną. Po zwycięskiej walce oczywiście był mocny aplauz dla zwycięzcy.

Jednak to chyba nie walka wieczoru zostanie najbardziej zapamiętana z tego eventu a nokauty. Pierwszy z nich mogliśmy oglądać już w drugiej rundzie. Kamil Lapmrycht naruszył Piotra Kokoszewskiego mocnym kopnięciem na korpus po którym reprezentant Baltick Fight Gańsk osunął się przy siatce a następnie dokończył G&P.

Otwarcie karty główniej było bardzo efektowne, ponieważ po pierwszej rundzie, w której zawodnicy nie zwalniali tempa drugą zaczynali równie dynamicznie, jednak zakończyła się ona szybciej.  Lokalny zawodnik- Tomasz Terlikowski. który latającym kolanem, a następnie dwoma ciosami dobijającymi znokautował Piotra Pączka. Tym samym ma wysokie szanse na kadydaturę do nokautu roku.

Przed główną walką apetytu narobił nam również autor jednego z najlepszych nokautów w 2013 roku- Bartłomiej Kurczewski, który będzie mógł ponownie rywalizować o najlepsze KO roku. W drugiej minucie walki uderzył Alesa Jeziska w korpus, po którym ten padł na ziemię z grymasem na twarzy i sędzia musiał interweniować. Cios ten był prawdopodobnie w przeponę i Jezisek nie mógł złapać oddechu.

Mimo tego, że opisałem tutaj trzy nokauty i walkę wieczoru, to każda walka budziła wśród zgromadzonych na hali ogromne emocje. Każda walka miała w sobie coś wyjątkowego i żadna z nich nie była nudna. Tak jak pierwsza efektownie rozpoczęła event, tak samo efektownie ostatnia zakończyła. Moim zdaniem lepszego debiutu organizacji pod względem sportowym nie można sobie wymarzyć. Z niecierpliwością będę czekać na kolejną odsłonę nowego tworu na naszym rynku. Organizacyjnie również nie mam nic do zarzucenia. Nie było rzeczy, która by mi przeszkodziła a nic mi nie zostało w pamięci, abym mógł coś wypomnieć organizatorom. Choć być może brakowało telebimu, ale hala nie należała do największych i spokojnie wszyscy kibice mogli mieć dobry widok z trybun.

Na koniec pozwolę sobie nam wszystkim życzyć, aby kolejne organizacje, które będą chciały zadebiutować, zadebiutowały właśnie w taki sposób jak ta.