Jan Błachowicz notorycznie jest pytany o potencjalną walkę z Jonem Jonesem. Polak często odpowiada, że w przyszłości ich drogi pewnie się jeszcze przetną. Jak sam twierdzi, przejście do królewskiej kategorii w jego przypadku jest nieuniknione, więc nie boi się konfrontacji z tamtejszymi kolosami. 

Zobacz także: „Nie ma problemu” – Błachowicz otwarty na starcie z Ngannou

Polak miał okazję niedawno porozmawiać z RT Sport, gdzie jasno dał do zrozumienia, że gdy tylko pojawiłaby się oferta ze strony organizacji, on z chęcią przyjąłby pojedynek z kameruńskim „Predatorem”, Francisem Ngannou (16-3). W wywiadzie nie mogło również zabraknąć wątku Jona Jonesa (26-1), któremu bardzo się to nie spodobało.

„Hej Jan, może zbudujesz swoje dziedzictwo bez gadania głupot o mnie? No dalej, wygraj dziesięć mistrzowskich pojedynków, a dopiero później paraduj jako niewyobrażalnie dobry zawodnik. Ktoś, przed kim uciekłem. To jedna z możliwości dla ciebie.”

„Tak bardzo bałem się Jana, że poszedłem za Francisem i Stipe. Legendarne polskie opowieści.”

Jan Błachowicz (28-8) był po raz ostatni widziany w oktagonie, w marcu bieżącego roku. Na UFC 259 stanął w szranki z Israelem Adesanyą (20-1) i pewnie prowadząc cały pojedynek, finalnie jednogłośnie zwyciężył na kartach sędziowskich. Był to dla niego piąty triumf z kolei.

„Bones” natomiast swoją ostatnią walkę stoczył ponad rok temu, na gali z numerem 247. Zmierzył się wtedy z amerykańskim „Devastatorem”, Dominickiem Reyesem (12-2), ostatecznie wygrywając po 25-minutowej batalii przez jednogłośną decyzję sędziów.

Źródło: Twitter/Jon Jones